Tylko w roku ubiegłym na popegeerowskich wsiach Pomorza i Mazur otwarto kilkanaście wielkich, przemysłowych ferm świń. Większość z nich należy do spółek Prima i Animex, ściśle powiązanych z amerykańską korporacją Smithfield Foods, światowym potentatem w hodowli trzody chlewnej.
– Mamy też swoje fermy w Wielkopolsce i w województwie lubelskim – mówi prezes Primy Aleksander Dargiewicz. I dodaje: – Jesteśmy też zainteresowani innymi obiektami na Pomorzu.
Spółka specjalnie nie wybrzydza. Oprócz popegeerowskich chlewni wykupuje też obory, stajnie, owczarnie i królikarnie. W imponującym tempie adaptuje je na przemysłowe fermy. Po 3–4 miesiącach budynki wypełnia dziesiątkami tysięcy świń. Dopiero potem rozpoczyna starania o pozwolenia na budowę ogromnych zbiorników na gnojowicę tzw. lagun. Państwowe i samorządowe służby ochrony środowiska stawiane są przed faktem dokonanym.
– To prawda, Prima zaczyna działalność od ogona – potwierdza Zenon Maksalon, burmistrz Barwic (woj. zachodniopomorskie), do którego spółka wystąpiła o wydanie warunków na budowę laguny na wypełnionej już świniami fermie w Gonnem Małym. – Przemysłowy tucz świń jest działalnością gospodarczą o szczególnym zagrożeniu dla środowiska – tłumaczy burmistrz. – Dlatego wniosek o warunki budowy przekazaliśmy do zaopiniowania służbom wojewody. Otrzymaliśmy stamtąd pozytywną opinię.
Przy wydawaniu korzystnych dla Primy opinii zachodniopomorski wojewoda posiłkuje się raportami o wpływie na środowisko świńskich ferm, których wykonanie zleca sama spółka. Trudno się dziwić, że zleceniodawcom większej krzywdy one nie czynią. – Za opracowanie raportu płacimy po kilkanaście tysięcy złotych – przyznaje prezes Dargiewicz.