Archiwum Polityki

Radio budzi ludzi

Kiedy Polak, po porannej pobudce, włącza radio, nie ma świadomości, że nad jego zaspaną głową toczy się wojna o każdą minutę jego uwagi. 30-letnie „Sygnały Dnia”z Programu I PR i niemal trzykrotnie młodsze dwie radiostacje komercyjne RMF FM i Radio Zet są liderami w tej walce.

Zdarzało się – wspomina Andrzej Matul, wieloletni prowadzący w „Sygnałach Dnia”, który zaczynał pracę w tej audycji w momencie jej startu, przed 30 laty – że do studia przychodził Zbigniew Zapasiewicz i niemal na powitanie wschodu słońca czytał naszym słuchaczom poezję. Kiedy do Polski, po kilku latach nieobecności, przyjechała Teresa Żylis-Gara, aby zaśpiewać „Traviatę”, początkowo za nic nie chciała się zgodzić na występ w audycji, bo w dniu koncertu w ogóle się nie odzywa, oszczędzając w ten sposób głos. – Padłem na kolana i błagałem – powiada Matul – więc w końcu nie tylko się zgodziła, ale wręcz rozgadała. Ówczesny szef „Sygnałów” Aleksander Tarnawski zdecydował się nawet, dla uczczenia słynnej śpiewaczki, na przesunięcie stałych pozycji w ramówce. „Sygnały Dnia” były bowiem w Polskim Radiu pierwszą cykliczną audycją na żywo, gdzie odpowiedzialność za słowo spadała głównie na prowadzących. Jednak, uważa Matul, w tamtych czasach była to audycja raczej społeczno-kulturalna niż informacyjno-polityczna. Cenzorzy zatwierdzali ogólny plan audycji i w przypływie łaskawości, aby oszczędzić dziennikarzom nagan lub innych poważniejszych konsekwencji, zwracali ich uwagę na tzw. zapisy tematyczne, czyli kwestie, których poruszać nie należy. – Ale w końcu, co się powiedziało, poszło w eter – uśmiecha się Tadeusz Sznuk, również od początku w „Sygnałach” – i jakoś wszyscy żyjemy. A jak ktoś bardzo się naraził, to zanim goniec doszedł z Woronicza z wymówieniem, Tarnawski najczęściej wcześniej zdążył ofiarę wysłać na urlop albo do lekarza.

Telewizja w odwrocie

W czasach socjalizmu radiowy dzień zaczynał się bladym świtem, o czwartej rano.

Polityka 9.2003 (2390) z dnia 01.03.2003; Społeczeństwo; s. 90
Reklama