Archiwum Polityki

Grudka błota w kosmosie

Francja–arogancja! – skwitował Władysław Bartoszewski wypowiedź prezydenta Chiraca. Wzywającego nas, żebyśmy siedzieli cicho jak mysz pod miotłą. W przeciwnym razie ta miotła wymiecie nas za próg Unii. Trzeba przyznać – francuski polityk dotknął nas do żywego. Jak tu siedzieć cicho w kraju, gdzie nawet chrząszcz brzmi w trzcinie? Inna rzecz: przywykliśmy, że Siostrzyca ma prawo do pouczeń, protekcjonalnego tonu. Bunty przeciwko temu dyktatowi zapisywane są na marginesach, w prywatnych kajetach. Ot, żeby daleko nie szukać: w „Twórczości” ukazały się właśnie fragmenty Dzienników Jarosława Iwaszkiewicza. W notatce
z 1959 r. bawiący w Paryżu pisarz zauważa: „Na obiedzie u Laffontów było bardzo dobre czerwone wino. Laffont, który siedział obok Hani, wrzucił do swego kieliszka kawałek lodu. Francuz do czerwonego wina wkładający lód – to zupełny upadek Francji. Od tego zaczynają się wszelkie końce”.

Tak, to już nie te czasy, nie ta epoka, gdy Paryżem zachwyciło się dwóch kupców, takiegoż wyznania – pokazanych w skeczu granym w teatrzyku Qui Pro Quo:

– Popatrz tych krajobrazów, tych widoków!
– Co to jest, to na lewo?
– To jest plac de kokard, gdzie stoi ta egipska obaliska.
– A to na prawo?
– To jest Panteoś, tam leżą wszystkie wielkie Francuzy.
– I co oni robią? Zarabiają?
– Wprost przeciwnie, są nieboszczyki...

Ale wspomniane już akty niezgody na francuskie grymasy i fochy zdarzały się także w kabarecie. Kabareciarze nie chcieli siedzieć cicho, kiedy wmawiano im, że są gorsi, bo nie znad Sekwany. Opowiadają, że gdy do Warszawy zjechała gwiazda paryskich scen Mistinguette, po jej występie odbył się bankiecik.

Polityka 9.2003 (2390) z dnia 01.03.2003; Groński; s. 101
Reklama