Z rozmów u schyłku roku:
– Jak to? – dziwi się znajomy znajomka. – Ty o tym nie słyszałeś?
– A jakim cudem miałem słyszeć, przecież to nie było utajnione.
Taka sytuacja: zaproszono nas na widownię dramatu, tymczasem oglądamy wodewil grany od kulisy do kulisy. Profesor Bardini mawiał o podobnej grze, iż przypomina zupsko z wkładką: nigdy nie wiadomo, co znajdziemy na dnie – ochłap mięsa czy stary kalosz. Zdaje się, że jednak kalosz. A czy to powinno zaskakiwać? Wystarczy wspomnieć Ben Akibę, bliskowschodniego przemądrzalca. – Wszystko już było – uśmiechał się sceptycznie, z wyższością mędrca, który strzepnął do głowy kurz świętych ksiąg. Irytująca postać ten Beniek, syn starej Akibowej. Oprócz stwierdzenia, że wszystko już było, błysnął aforyzmem mniej spopularyzowanym: Człowiek składa się z pytań. To też się zgadza, proszę spojrzeć na śledczego Wassermanna. Kim byłby, gdyby odebrać mu możliwość odpytywania? A tak, zgodnie z Ben Akibą i jego teoryjką o powtarzalności zdarzeń, sytuacji, charakterów – możemy sobie wyobrazić Wassermanna symbol, ikonę w różnych epokach i przebraniach. W bliskim mu średniowieczu przycupnął pod dębem obok władcy sprawującego sądy. Jak przystało na pracusia, wyręcza monarchę. Pyta więc i pyta w przerwach zarezerwowanych na przypiekanie doprowadzonego rozpalonym żelastwem.
Inna kreacja: Wassermann w żabocie (kieszenie wywijają mu się identycznie jak w garniturze) czyszczący kraj z niepożądanych elementów. Kończy odpytywanie, sankiuloci wsadzają delikwenta na wózek i jazda – gilotyna czeka. Zebrana na placu gawiedź wita stróża praw oklaskami. Ludek wdzięczny jest mu za to, że dba o rozrywkę, dostarcza tematów do rozmów.