Archiwum Polityki

Świat prosty jak LOMO

Chłopak w bluzie z kapturem małym aparatem robi zdjęcia gołębiom na chodniku. Dziewczyna fotografuje własne odbicie w witrynie sklepowej. Ma w ręku taki sam aparat. To LOMO – niegdyś sztandarowy produkt zgrzebnej, radzieckiej wynalazczości; dziś przedmiot, wokół którego urósł światowy ruch amatorskiej fotografii, zwanej lomografią.

W 1991 r. w Pradze pojawiła się wycieczka Austriaków. W programie turystyczny kanon: Hradczany, dom Kafki, wizyta w prawdziwej czeskiej gospodzie z obowiązkowym kuflem Pilsnera. Wycieczkowicze byli studentami wiedeńskiej Akademii Sztuk Pięknych. Dwóch z nich – Matthias Siegl i Wolfgang Stanzinger – w zakurzonym sklepie w bocznej uliczce znalazło i dla zabawy kupiło tanie, śmiesznie wyglądające aparaty LOMO.

Szwendając się po mieście Siegl i Stanzinger robili masę zdjęć. Pstrykali wszystko, co się dało: z góry, z dołu i bez zaglądania w wizjer. Bawili się wyśmienicie. Po powrocie do Wiednia wywołali zebrany materiał. Otrzymali kilkaset tętniących życiem, uroczo niedoskonałych, a przy okazji dziwnie nostalgicznych kawałków świata. Wszystkie w pocztówkowym formacie 10x15 cm. Fotografie zawiesili na korkowej tablicy w kuchni. Tak narodziła się lomografia i specyficzna forma pokazywania zdjęć zwana lomościaną.

Dziś lomografia to najmocniej rozwijająca się gałąź fotografii. Oddaje się jej prawie ćwierć miliona ludzi na całym świecie. Są wśród nich dalajlama, Robert Redford, Brian Eno, David Byrne czy Moby; podobno LOMO używał również Jaser Arafat. Dla austriackich twórców ruchu lomografia stała się przy okazji niezłym biznesem.

Socjalistyczna małpka

Według założeń radzieckich planistów LOMO było pomyślane jako socjalistyczny odpowiednik produkowanych na Zachodzie i Dalekim Wschodzie popularnych aparatów typu point and shoot, czyli tzw. małpek lub idiotek. Na początku lat 80. amerykańscy turyści na Florydzie, niemieccy w Grecji i japońscy pod każdą szerokością geograficzną robili zdjęcia Kodakami, Canonami i Olympusami. Plażowicze z Soczi, Rostoku, Sopotu i Złotych Piasków niemal w ogóle nie robili zdjęć. Powód był prosty – dostępne na rynku Zorki i Zenity były dla nich zbyt skomplikowane, ciężkie i drogie.

Polityka 51.2004 (2483) z dnia 18.12.2004; Na własne oczy; s. 100
Reklama