Archiwum Polityki

Zimna? Gorąca?

Właśnie skończyła 27 lat, a śpiewa jak bardzo dojrzała kobieta. Przez pięć lat wydała pięć płyt. Trzy ostatnie dotarły do szczytu na liście sprzedaży jazzu według Billboardu. Mówi się, że obok Diany Krall jest najlepszą w tej chwili jazzową wokalistką Ameryki. Przyznaję, że do wydania tej nowej płyty jakoś nie mogłem jej „kupić”. Była dla mnie za zimna. Dokładna, poprawna, ale... no właśnie, brakowało tej iskry. Może to kwestia wieku? Dziś Jane jest bardzo wiarygodna. Śpiewa pięknie. Jej największą idolką jest Ella Fitzgerald, ale mnie najbardziej przypomina młodą Barbrę Streisand. Na nowej płycie wyróżnia się duet z Michaelem Buble „I Won't Dance”. Nawet w dzisiejszych czasach to mógłby być przebój na singlu. Przynajmniej tak mi się wydaje. Wolę, kiedy Jane jest ożywiona w standardach typu „Honeysuckle Rose” czy „Love Me Or Leave Me”, a nie omdlewająca jak w „Over The Rainbow” albo „Bill”, choć w tych ostatnich też piękna. Nowy album Jane Monheit produkowali Peter Asher i Al Schmitt. Najwyższa półka!

Jane Monheit, „Taking a Chance On Love”, Sony

Marek Niedźwiecki

Polityka 49.2004 (2481) z dnia 04.12.2004; Kultura; s. 65
Reklama