Archiwum Polityki

Znów przed szeregiem

Felieton ten nie dotyczy sytuacji na Ukrainie. Wynika to jasno z jego treści, ale w Rzeczypospolitej panuje tak zaawansowana moda na odwracanie kota ogonem, że na wszelki wypadek lepiej stukać młotkiem w głowy. Tak więc nie dotyczy. Nie dotyczy już choćby z tego powodu, że w chwili, gdy piszę (na tydzień przed ukazaniem się tekstu w „Polityce”), nie wiadomo jeszcze, jak się sprawy w Kijowie potoczą. Wiadomo natomiast, jak zachowała się w obliczu ukraińskich wyborów przeważająca część naszej klasy politycznej i mediów. To mnie zaś zdziwiło.

Zacznijmy od rudymentów. W drugiej turze wyborów stanęli przeciw sobie: Wiktor Juszczenko, z którym jako liberałem i politykiem ponoć proeuropejskim sympatyzowała znaczna część polskiej opinii publicznej, oraz Wiktor Janukowycz w Rzeczypospolitej znienawidzony, bo prorosyjski.

W trakcie wyborów dokonano szeregu kombinacji, manipulacji czy fałszerstw, które zadecydowały o tym, że ich werdykt nie jest wiarygodny. Bez względu jednak na decyzję urn, czyli ustalenie, komu należy się prezydentura, wykazały owe wybory głęboki podział społeczeństwa ukraińskiego.

Obojętne, kto uzyskał pięćdziesiąt jeden czy nawet pięćdziesiąt dwa procent, będzie się musiał, doszedłszy do władzy, liczyć z racjami drugiej strony. Ani więc Juszczenko nie będzie tak beztrosko proeuropejski, ani Janukowycz jednostronnie putinowski. Innymi słowy, przesadzone są zarówno nadzieje związane z pierwszym, jak i demonizowanie drugiego.

Nie to jest wszakże najważniejsze. Opinia publiczna lubi wierzyć w klarowne czarno-białe układy i ma do tego, niestety, święte prawo. Inaczej z politykami. Ci rozumieć powinni (rzecz wydawałoby się elementarną), że ostatecznie władze w kraju będącym naszym strategicznym sąsiadem obejmie albo Juszczenko, albo Janukowycz.

Polityka 49.2004 (2481) z dnia 04.12.2004; Stomma; s. 106
Reklama