Archiwum Polityki

Bardzo mała stabilizacja

Do jednego ze szczecińskich szpitali trafiło niemowlę w ciężkim stanie. Matka nakarmiła je grochówką. Nie miało meldunku, cała rodzina mieszkała na działkach. Interweniowała opieka społeczna. Wtedy okazało się, że na miejskich działkach powstał cały osobny świat. Mieszka tam na stałe kilkaset osób. Bezrobotni i pracujący, młodzi i starzy, samotni i rodziny, menele i prezydent miasta Marian Jurczyk.

Gdy w swojej altance na wyspie Puckiej pani Jola rozkłada tapczan, musi przysunąć stół do kredensu i wtedy praktycznie nie ma już jak się ruszyć. Na 12 m kw. mieszka z dwójką dorosłych dzieci.

Przepracowała 15 lat jako prasowaczka w zakładach odzieżowych Dana, ale w 1996 r. trafiła ją pierwsza redukcja. Potem już były tylko jakieś dorywcze prace na czarno, a to jest loteria: raz zapłacą, raz oszukają. Renta męża nie wystarczała na opłaty i utrzymanie domu. Zadłużyli mieszkanie i 5 lat temu zapadł wyrok – eksmisja na bruk. Wtedy teściowa pozwoliła im zamieszkać na swojej działce.

– Nie jest tak źle – deklaruje pani Jola. – Nie mamy wody i ciasnota, ale cicho, spokojnie, no i tanio, 60 zł za rok. Boję się tylko, że teściowa nas wyrzuci, bo mąż zmarł miesiąc temu.

Z klasycznymi działkowiczami żyją dobrze. Ona dopilnuje, żeby ich nie okradziono, podleje rośliny, jak wyjadą, nakarmi pozostawione na zimę gołębie, oni podarują jakieś niepotrzebne rzeczy, czasem pożyczą do pierwszego. 21-letni syn pani Joli większość czasu spędza apatycznie wpatrzony w ścianę, ale nawet on uaktywnia się, gdy u działkowiczów trzeba skopać grządki, wykopać studnię czy porąbać drewno. Córka, 18-letnia Ania, zapisała się właśnie do liceum wieczorowego, bo dzięki temu zachowa rentę po ojcu. Skończyła handlową zawodówkę, ale o pracy nie ma mowy. Trzeba obsługiwać kasę fiskalną, a w szkole uczyli ich na starej wadze i kasie. Poza tym na działkach wpada się w błędne koło – nie ma meldunku, nie zatrudnią.

Pan Rysio, sąsiad pani Joli, to były stoczniowiec. Jego żona też pracowała w stoczni, 20 lat jako kucharka. Jest ich tu sporo. Część działek należała kiedyś do stoczni i jej pracownicy, którzy po redukcjach powoli szli na dno, często trafiali tutaj.

Polityka 49.2004 (2481) z dnia 04.12.2004; Na własne oczy; s. 108
Reklama