Archiwum Polityki

Długie pożegnanie

Marcin Pawłowski, dziennikarz TVN, nie zginął na wojnie jak Waldemar Milewicz, ale w istocie trwał na wojennym posterunku do końca, a jego śmierć okazała się równie poruszająca i niesprawiedliwa. Pawłowski, związany z „Faktami” TVN od początku ich istnienia, wraz z grupą przyjaciół-współpracowników wyznaczał nowe standardy dziennikarstwa telewizyjnego, które stały się potem wzorem dla innych stacji. Należały do nich obiektywizm, swoboda, nowoczesność, reporterskie wyczucie. Jak się okazało, do tego kanonu należała również żelazna konsekwencja w wypełnianiu swej misji. Bo Marcin Pawłowski swoim długim żegnaniem się udowodnił najlepiej, jak można, że był dziennikarzem nie idącym na żadne kompromisy. Także ze sobą.

Pawłowski bowiem, co było szczególnie przejmujące, odchodził na oczach milionów. Prowadził kolejne wydania programu coraz szczuplejszy, z coraz większymi oczami, mówiąc coraz wolniej. To pozostawanie na wizji budziło także – choć ciche – kontrowersje. Pojawiało się pytanie: czy ta odsłonięta kurtyna jest naprawdę konieczna, dlaczego Marcin, któremu serdecznie współczujemy, chce nam w prime time przypominać o tym, że można umrzeć tak młodo i tak, w gruncie rzeczy, nagle.

Pawłowski skorzystał z tego, że jest reporterem i zdał relację z dramatycznego wydarzenia: własnej, śmiertelnej choroby. Jakby chciał nam powiedzieć: jeśli informować, to o wszystkim, bez wyjątku. Ta postawa wejdzie do historii polskiego dziennikarstwa.

„Marcinie, dziękuję za każdy dzień” – napisał Piotr Walter, prezes TVN, żegnając Marcina Pawłowskiego w imieniu Zarządu i pracowników TVN.

Mariusz Janicki

Polityka 48.2004 (2480) z dnia 27.11.2004; Ludzie i wydarzenia; s. 15
Reklama