Archiwum Polityki

Bezprawie

++

Western uchodzi za gatunek martwy i wyeksploatowany do szczętu. Wszystko, co można było opowiedzieć o podboju Dzikiego Zachodu, o walce z Indianami, o twardej, męskiej przyjaźni na prerii, zostało już pokazane i to w najrozmaitszych wersjach: przygodowej, heroicznej, komicznej, obrazoburczej, musicalowej, a także zbliżonej do historycznej prawdy. Pojawienie się kolejnego westernu, w dodatku w klasycznej postaci, należy uznać za ewenement, tym bardziej że podjął się tego Kevin Costner, aktor i reżyser „Tańczącego z wilkami”, pamiętnego antywesternu uhonorowanego siedmioma Oscarami, w którym opowiedział historię weterana wojny secesyjnej zaprzyjaźniającego się z Indianami. W „Bezprawiu”, przypominającym kronikarskie dzieła Michaela Curtiza i Johna Forda, grupka poganiaczy bydła trafia do miasteczka terroryzowanego przez rewolwerowców. Kierując się niewzruszonym kodeksem moralnym nakazującym bronić słusznej sprawy, bohaterowie podejmują nierówną walkę ze złem. Zanim jednak nastąpi finałowy pojedynek, będą musieli dokonać osobistych rozliczeń ze ścigającą ich mroczną przeszłością. Gdyby nie gwiazdorska obsada (obok Kevina Costnera można podziwiać kowbojski talent Roberta Duvalla i wieczną urodę od dawna nie pojawiającej się na ekranie Annette Bening) – trudno byłoby wysiedzieć w kinie bite dwie godziny. Miłośnikom westernu (są jeszcze ponoć tacy) wskrzeszenie romantycznej wizji Dzikiego Zachodu z pewnością przypadnie do gustu. Tym bardziej że do reżyserskiej roboty Costnera trudno się przyczepić.

Janusz Wróblewski

+++ świetne
++ dobre
+ średnie
– złe
Polityka 48.2004 (2480) z dnia 27.11.2004; Kultura; s. 60
Reklama