Telewizyjne reklamy jeszcze całkiem niedawno wywoływały wśród publiczności spore emocje i dyskusje, teraz budzą przede wszystkim znudzenie i zniecierpliwienie. Bloki reklamowe zdają się wlec w nieskończoność. W stacjach komercyjnych szczególnie irytuje przerywanie filmów, zwłaszcza że czyni się tak, aby przytrzymać przed ekranem jak najwięcej widzów. W rezultacie więc, między wyciągnięciem broni a padnięciem strzału – trafia się wielominutowy reklamowy przerywnik.
Telewizja, jak i inne media, wszędzie na świecie (poza nielicznymi wyjątkami, jak publiczna BBC) karmi się reklamą. Choć zdarzają się też kanały, typu Ale Kino! czy Europa, Europa, które nie emitują spotów podczas filmów, dbając o swój wizerunek propagatora tej dziedziny sztuki. Generalnie jednak anteny ogólnopolskie, a nawet mniejsze, takie jak TVN 7 czy TV 4, są szczególnie w porze największej oglądalności przeładowane reklamami.
Od 2001 r., kiedy to widz oglądał w telewizji 39 reklam dziennie, ich liczba stale rosła. Dwa lata później było ich 59, a w czasie pierwszych dziewięciu miesięcy tego roku – 62 spoty. Ile z nich może dotrzeć z sensownym przekazem do widza?
Szum reklamowy wywołuje skutek odwrotny od zamierzonego. Zamiast zachęcać do kupna produktów, reklama sprawia, że niemal połowa widzów czyni różne uniki, gdy tylko pojawia się zapowiedź bloku promocyjnego. Co więcej, spadła też liczba osób (z 23 proc. do 16 proc.) deklarujących, że oglądają reklamy tak jak resztę programu. – Telemetria – stwierdza Jakub Benke, dyrektor domu mediowego Starcom – może nie wychwytywać wszystkich ucieczek, jakie przed atakującą ją reklamą podejmuje widownia.