Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Rasizm w raju

Jeśli zamieszki rasowe wybuchają w Australii – bijmy na alarm. Żaden kraj na świecie nie zrobił tyle dla zgodnego współżycia narodowości i ras. Australia utrzymuje rekord: co czwarty jej obywatel urodził się za granicą.

Trudno nie podzielać zachwytów nad Australią. Święta Bożego Narodzenia wypadają tam na początku słonecznego lata i samą Wigilię można spędzić na dorocznej pielgrzymce na najsłynniejszą plażę kraju: Bondi Beach w Sydney, gdzie zjawia się z 50 tys. plażowiczów. Kiedy po angielsku mówi się: Lucky country – wiadomo, że chodzi o kraj Aussies, złoty kraj plaż, surfingu, dobrego jedzenia, wina, przyjaznych ludzi, kierujących się zasadą fair go (dać każdemu sprawiedliwą szansę), i w ogóle dobrego życia. Właśnie dwie ikony australijskości: plaża i ratownicy plażowi, związane są z falą zamieszek rasowych, które wstrząsnęły krajem w grudniu 2005 r. Plaże w wyspiarskim kraju, gdzie sport jest narodowym stylem życia, są naturalnym, przyjaznym forum publicznym. Inaczej – i to od kilku lat – było z plażą Cronulla koło Sydney, nawiedzaną przez grupy młodzieży pochodzenia arabskiego, które – cytuję za dziennikami australijskimi – zastraszały ludzi, urządzały rajdy samochodowe z ogłuszającą muzyką, wrzaskami, zaczepiały dziewczyny, zarzucając im nieprzyzwoity (to jest niemuzułmański) strój, obsypywały piaskiem. Zwłaszcza dziewczyny miały być przedmiotem regularnego nękania, jazdy samochodem za idącymi pieszo, z ordynarnymi, nawet groźnymi zaczepkami seksualnymi. 11 grudnia doszło do napaści na dwóch ratowników, a ratownik w Australii – to jak napisałem – druga ikona, ktoś w rodzaju naszego goprowca, dzielny mężczyzna, otoczony podziwem i szacunkiem, który gotów jest narażać życie dla innych.

Rozpętało się piekło, wojna plażowych grupek czy nawet gangów.

Młodzi, nazywani tutaj red necks, coś w rodzaju naszych buraków, tak zwani prości ludzie, przekonani o wyższości białej rasy, miłośnicy piwa i mięśni, przybyli na ratunek swoim pod hasłem: „Myśmy tu dorastali, wyście tu przylecieli”.

Polityka 1.2006 (2536) z dnia 07.01.2006; Świat; s. 42
Reklama