Koniec niewybrednych żartów z Lecha Kaczyńskiego. Art. 135 kodeksu karnego przewiduje za obrażanie głowy państwa karę do 3 lat więzienia. Tomasz Brzeziński z Kancelarii Prezydenta uspokaja jednak dowcipnisiów: „Prezydent ma poczucie humoru i sam z siebie śmiać się potrafi. Przyzwyczaił się już do tego, że jest określany mianem Kaczora. Z żoną kolekcjonują nawet figurki kaczuszek”.
Premier Marcinkiewicz chwalił w radiu roztropność swej żony, która nie przeszkadza mu w urzędowaniu. Zresztą premier wraca z pracy o godz. 22, więc i tak małżonka, nawet gdyby przeniosła się do stolicy, nie miałaby z niego pożytku. „A jak przyjedziesz do mnie na sobotę czy na niedzielę albo ja do ciebie, to będziemy mogli z tego więcej skorzystać – postanowiła pani Marcinkiewiczowa. – A i państwo też na tym więcej skorzysta, bo będziesz mógł lepiej i spokojniej pracować”.
Żona nie ma nic przeciw temu, by premier, kiedy już pojawi się w domu, mógł wyjść na mecz ulubionych koszykarek AZS PWSZ Gorzów Wielkopolski. „W swoim gronie mówimy o nim Kaziu” – zwierzają się zawodniczki „Przeglądowi Sportowemu”. Przy okazji okazało się, z kogo premier brał przykład, wykrzykując po powrocie z Brukseli: „Yes, yes, yes!”. „To nasz gest – zdradziły zachwycone koszykarki – nieraz tak okazujemy radość po udanej akcji i zdobyciu punktów”.
Największe polityczne wpadki minionego roku zestawia „Nowy Dzień”. Miano przegranego roku przypadło Janowi Rokicie, niedoszłemu „premierowi z Krakowa”, o którym możemy przeczytać: „Przez ryzykowne wyborcze hasło stał się obiektem kpin.