Archiwum Polityki

Chory na poezję

:-)

Zaczyna się superenergetycznym rockowym kawałkiem zatytułowanym z premedytacją „Uwertura” („Overture”). Od razu myślimy, że Lou Reed jak zawsze podąża ścieżką ubranego w skóry buntownika „buszującego w zbożu”. Dalej pojawia się coś z zupełnie innej bajki. Przede wszystkim poezja, poezja, poezja. Teksty Lou Reeda i poemat „Kruk” Edgara Allana Poe. W gruncie rzeczy najnowszy album Reeda „the Raven” jest hołdem dla jedynego z prawdziwego zdarzenia romantyka amerykańskiego.

Hołdem poety dla poety złożonym w melorecytacjach i wokalizach. Wykonawcy najlepsi na świecie: aktor Willem Dafoe, muza balladowej alternatywy Laurie Anderson, sam Lou Reed, młody talent wokalny Antony. No i saksofon żywej legendy jazzu – Ornette’a Colemana. Można się poczuć przy słuchaniu tej płyty jak na wieczorze autorskim bitników w późnych latach 50. albo na którejś z sesji w „Fabryce” Andy’ego Warhola. Jest oczywiście muzyka – pogłos dawnych dokonań Lou Reeda z grupą Velvet Underground, swing, jazz, rock. Ale nade wszystko na plan pierwszy wybija się słowo. I kto powiedział, że Amerykanie zapomnieli o literaturze wpatrzeni w ekrany telewizorów?

Lou Reed wciąż czyta, pisze i śpiewa poezję.

M.P.

:-) świetne
:-, dobre
:-' średnie
:-( złe
Polityka 8.2003 (2389) z dnia 22.02.2003; Kultura; s. 56
Reklama