Żeby złapać prezesa Mariana Kwietnia, trzeba obdzwaniać jego firmy, może akurat w którejś się na niego trafi. Wszędzie obowiązuje jednak zakaz mówienia o prezesie. – Może będzie w poniedziałek, może w środę. Lepiej próbować przez znajomych ze starych czasów. Takich jak Mirosław Czesny, obecny wiceprezydent Szczecina. Czesny mieszka w Łodzi i kiedy jedzie na weekend do domu, nieraz spotyka się z Kwietniem. Wtedy razem pływają, biegają albo wyciskają ciężary. Bo Marian nie lubi marnować czasu na gadanie.
– Kwiecień był jednym z pierwszych wyłonionych na stanowisko dyrektora Feniksa z konkursu – wspomina Czesny, który jako sekretarz Komitetu Dzielnicowego PZPR na Widzewie dawał na ten konkurs błogosławieństwo. W latach 80. kapitalistyczne metody Kwietnia nie były dobrze widziane. Wprowadził akord w największej fabryce rajstop, jaką był wtedy Feniks, zwiększył produkcję i zaczął zwalniać ludzi. Wszystkim brakowało rąk do pracy, a Feniks, jako jedyny, redukował załogę. Potem Czesnego przenieśli do Sieradza, a Kwietnia osaczyły związki zawodowe, bo zaczął potrącać za złą jakość. Główny zarzut, jaki mu postawiono – że rządzi się, jak na swoim.
Konflikt ze związkami wpisany jest w całą biznesową karierę Kwietnia. Już w kapitalizmie kupował byłe państwowe fabryki z mocno uzwiązkowionymi, przerośniętymi załogami. Takie jak Erg w Pustkowie, Haft w Kaliszu, Bielbaw w Bielawie, Fabryki Porcelany w Ćmielowie, Chodzieży i w Łubianie, a ostatnio huty szkła: Irena i Wioletta. W sumie 22 posocjalistyczne zakłady pracy. Wszystkie firmy Kwietnia zatrudniają dziś ponad osiem tysięcy ludzi, ale po drodze sporo musiał je odchudzić.
Na zwiady, czy rodzina poradzi sobie w prywatnym biznesie, Kwiecień wysłał najpierw żonę. Zenona Kwiecień w 1987 r.