Nie udało się krakowskiej publiczności w Salonie „Polityki” w klubie Pod Jaszczurami (25 maja) namówić Włodzimierza Cimoszewicza do zmiany decyzji w sprawie startu w wyborach prezydenckich. Rezygnacja marszałka Sejmu i jej powody były tematem większości pytań, wezwań do startu czy wręcz gorących apeli, żeby jeszcze raz przemyślał tę sprawę. Cimoszewicz mówił o swej niechęci do polityki takiej, jaką ona jest obecnie, o elementarnym braku solidarności klasy politycznej. Za skandal uznał, że nie było żadnej reakcji na obraźliwe słowa Romana Giertycha, który nazwał Adama Michnika partyjnym aparatczykiem.
Marszałek Sejmu podtrzymał zapewnienie, że do końca kadencji nie wprowadzi pod obrady projektów ustaw rujnujących budżet. Zgodnie z regulaminem musi natomiast wprowadzić wniosek LPR o odwołanie ministra finansów Mirosława Gronickiego. Powiedział, że dla partii politycznych, także opozycyjnych, głosowanie w tej sprawie będzie ważnym sprawdzianem z odpowiedzialności, gdyż Gronicki jest bardzo dobrym ministrem finansów, a odwoływanie go tuż przed wyborami, bez żadnego praktycznie uzasadnienia, jest działaniem na szkodę państwa.
Na pytanie, czy Marek Borowski może wygrać wybory prezydenckie, Cimoszewicz odpowiedział: Bóg jeden wie.