Archiwum Polityki

Unia Europejska według mnie

Guzik mnie obchodzi, na jakich zasadach funkcjonuje fryzjer, u którego się strzygę – obchodzi mnie jedynie, by strzygł mnie dobrze. Guzik mnie obchodzi, na jakich zasadach zbudowany jest laptop, na którym pracuję, ma on jedynie ulegle służyć zaspokajaniu moich popędów twórczych. Guzik mnie obchodzi konstrukcja tramwaju, którym jadę na Ochotę – ma mi się jechać dobrze i wygodnie. Podobnie jest z Unią Europejską – guzik mnie obchodzi, na jakich ona zasadach funkcjonuje – ma mi być w niej dobrze. Ani mi się śni studiowanie niezliczonych unijnych dokumentów, ani mi się śni studiowanie Konstytucji Europejskiej, ani mi się śni czytanie Protokołów Ustaleń, Komunikatów z Posiedzeń, Przeglądów Propozycji Aktów Prawnych, Wnikliwych Opisów Celów Strategicznych itd. Co więcej, tzw. poszerzanie wiedzy o Unii Europejskiej uważam za błąd kardynalny. Ludziom – że wreszcie raz się w życiu w imieniu ludzkości wypowiem – na nic teoria Unii Europejskiej, ludziom potrzebna jest praktyka Unii Europejskiej. A i ta praktyka ma być w życiu codziennym zauważalna raczej słabo, ma polegać na powolnej poprawie życia. Powolnej, bo nagły dobrobyt wiedzie do szoków nerwowych i niekiedy demoralizacji. A już tak frajerskie poszerzanie rzekomej wiedzy unijnej, jakie ma miejsce od dłuższego czasu i jakie ustać nie chce, choć ustanie, bo ludzie się burzą, to jest, to może być, unijne samobójstwo.

Otóż z jednej strony trwa apokaliptyczna produkcja jakichś całych bibliotek unijnych dokumentów, ergo w sposób bezkarny rozrasta się unijna biurokracja, z drugiej strony elementarna wiedza obywatelska o tych rzeczach nie tylko nie wzrasta, ale karłowacieje. Jak tu poszerzać wiedzę o Unii, skoro ta wiedza zdaje się z dnia na dzień, a nawet z godziny na godzinę, rosnąć w tak zastraszającym tempie, że ludzki rozum tego nie pojmie?

Polityka 23.2005 (2507) z dnia 11.06.2005; Pilch; s. 109
Reklama