Archiwum Polityki

Karol. Człowiek, który został papieżem

Film Giacomo Battiato „Karol. Człowiek, który został papieżem” powstał na podstawie biografii watykanisty polskiego pochodzenia Gianfranco Svidercoschiego, ale nie jest ani biografią, ani – tym bardziej – hagiografią. Najpierw poznajemy młodego Wojtyłę, który musi stawić czoło okrucieństwom nazizmu, dramatom rodzinnym. Widzimy, jak rozwija się jego pasja do aktorstwa i jak dojrzewa decyzja o kapłaństwie, świadomość powołania. W drugiej części znów trudne wybory, walka – tym razem z reżimem komunistycznym. Wykłady z etyki w Lublinie. Budowa kościoła w Nowej Hucie. Na szczęście film nie jest zrobiony na kolanach. Karol Wojtyła nie jest tu żadnym gigantem, figurą z brązu, świętym z obrazka. Spóźnia się nawet na spotkanie z ubeckim naczalstwem. Przyjaźni się z kobietą (dobra Małgorzata Bela), która nie omieszka mu w końcu wypomnieć, że „woli spowiadać staruszki”. Nie boi się słowa „seksualność”. Przed prymasem Wyszyńskim melduje się w schodzonych trampkach. Reżyser (również autor scenariusza) przyjął zasadę: 100 proc. dokumentacji, 100 proc. zmyślenia. Zmyślenie oznacza dla niego m.in. łączenie kilku autentycznych postaci w jedną (np. filmowa Hania ma trochę z Haliny Kwiatkowskiej, a trochę z Wandy Półtawskiej). Wiele scen należy traktować umownie. Trudno przypuszczać, by młody Wojtyła szarpał za sznur Zygmuntowego dzwonu w chwili wybuchu wojny. Ale takie najwyraźniej było zamierzenie reżyserskie: pokazać Karola Wojtyłę jako świadka historii. Pokazać historię Polski z jego perspektywy. Wreszcie – w końcówce – pokazać prawdziwego papieża pozdrawiającego tłumy tuż po Habemus papam (najbardziej wzruszająca część filmu).

Polityka 24.2005 (2508) z dnia 18.06.2005; Kultura; s. 60
Reklama