Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Bombon

Lubię psy, chętnie wychodzę trzy razy dziennie na spacer z własnym, niestety moje przywiązanie do czworonogów nie jest na tyle wielkie, by wzruszać się widokiem psiej kopulacji. Ponieważ nie dzielę z argentyńskim reżyserem Carlosem Sorinema fascynacji zwierzęcą fizjologią, nie zachwyca mnie jego „Bombon” – mały, kameralny film o psim libido i wiecznie uśmiechniętym dobrym panu, który opiekuje się wyrośniętym argentyńskim dogiem niczym niepełnosprawnym dzieckiem. „Bombon” (tak wabi się psi bohater) nie jest opowieścią dla dzieci ani nawet dla młodzieży, tylko dla cierpliwych dorosłych widzów, którzy w historii dziwnej przyjaźni starego bezrobotnego ekssprzedawcy ze stacji benzynowej i pozbawionego sił witalnych psa dostrzegą metaforę ludzkiej samotności. Zanim jednak koncept reżysera wyjdzie na jaw, trzeba przebrnąć przez mało oryginalne sceny poszukiwania pracy przez Juana Villegasa, sympatycznego naturszczyka nie najlepiej sprawdzającego się w roli aktora, oraz wlokącą się jak flaki z olejem ekspozycję, ukazującą charakter z lekka otępiałego pieska.

Doceniając poetycki klimat filmu Sorina, filozoficzne ambicje autora, a także konsekwentną stylistykę zdjęć przypominającą dokument, trudno pozbyć się jednak wrażenia obcowania z dziełem cokolwiek przekombinowym i nabzdyczonym. Być może zwolennicy namiętnego psiego spółkowania dostrzegą w finałowej scenie happy end, we mnie wzbudziła ona tylko niesmak.

Janusz Wróblewski

Polityka 25.2005 (2509) z dnia 25.06.2005; Kultura; s. 66
Reklama