Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Przykładna Lucinda W.

Jakże łaskawy dla miłośników muzyki był maj tego roku! Obok nowej pięknej płyty Vana Morrisona ukazał się dwukompaktowy zapis koncertów Lucindy Williams w sali Fillmore w San Francisco. Obawiam się jednak, że jej nazwisko niewiele mówi szerokiej publiczności w naszym kraju. Williams porusza się stylistycznie w podobnych rejonach jak Van Morrison, choć w jej muzyce więcej znaleźć można akcentów typowo amerykańskich, takich jak folkowa ballada, blues czy country. Brzmieniowo można jej twórczość uplasować gdzieś pomiędzy Dylanem i Neilem Youngiem. Podobnie jak Morrison znana jest z perfekcyjnego podejścia do swojej twórczości, tyle że daleko jej do wydajności irlandzkiego kolegi. Od swego debiutu Lucinda wydała osiem płyt, a Van Morrison w tym samym czasie trzy razy tyle. A ta jest jej pierwszym albumem koncertowym, ale za to znakomitym. Słuchać go należy w skupieniu i bez pośpiechu. To nie jest muzyka, przy której należy tłuc kotlety. Choć zrobić dobry kotlet to też sztuka.

Lucinda Williams, „Live @ The Fillmore”, Lost Highway 2005

Wojciech Mann

Polityka 25.2005 (2509) z dnia 25.06.2005; Kultura; s. 69
Reklama