Archiwum Polityki

Magiczne 60 minut

Pamiętam go z koncertu w Warszawie. Niewysoki, niezbyt szczupły, poważny, skupiony. Nie było w nim fantazji czy szaleństwa rockmana, wdzięku gwiazdy estrady ani bluesowego luzu. Gdy jednak popłynęła muzyka, zaczęły się czary. To była niezwykła mieszanka stylów i rytmów pozbawiona jakiejkolwiek kokieterii i prób obłaskawiania widowni. Kwintesencja muzyki Vana Morrisona. To samo znajdziemy na jego najnowszej płycie „Magic Time”. Artysta bezkolizyjnie prowadzi słuchacza poprzez krainy jazzu, swinga, bluesa, celtyckiego folku i popu. To jednoosobowa szafa grająca, w której nie znajdziemy nawet śladu taniochy zalewającej dziś komercyjny rynek muzyki rozrywkowej. Nic, tylko piękna muzyka, której powinni słuchać wszyscy – hiphopowcy, metalowcy, rockandrollowcy, countrowcy, punkowcy i wszyscy inni ...owcy. Bo takich profesorów jak Van Morrison niewielu już zostało.

Van Morrison, „Magic Time”, Polydor 2005

Polityka 25.2005 (2509) z dnia 25.06.2005; Kultura; s. 69
Reklama