Archiwum Polityki

Gra wstępna

Posługując się formą klasycznego melodramatu 45-letni japoński reżyser Takashi Miike zrealizował błyskotliwy, prowokujący film, który wymyka się prostym gatunkowym kwalifikacjom. Pierwsza połowa „Gry wstępnej” niewiele się różni od standardowej, psychologicznej historyjki o panu w średnim wieku, który po śmierci żony stara się znaleźć godną następczynię. Za namową doświadczonego przyjaciela z branży filmowej organizuje fikcyjny casting i zaczyna się spotykać z wybraną przez siebie dziewczyną. Od tego momentu fabuła się komplikuje, część wydarzeń rozgrywa się w wyobraźni bohatera, niektóre sceny upodabniają się do surrealistycznego snu, w którym kluczową rolę odgrywa symbolika erotyczna. W rezultacie końcówka „Gry wstępnej” trąci manierycznym stylem Lyncha
i Cronenberga, jednak Miike nie jest ich epigonem. Ze względu na drastyczne obrazy useksualnionych tortur, jego film można nazwać horrorem, ale przenikliwi widzowie dostrzegą mnóstwo niepokojących treści. Nie tylko dla feministek będzie to celna metafora zemsty na patriarchalnym społeczeństwie, w którym kobiety zostały sprowadzone do roli bezwolnych ofiar zmuszanych do zaspokajania egoistycznych zachcianek mężczyzn. Dla wyrafinowanych estetów „Gra wstępna” zabrzmi z pewnością jak przestroga przed uleganiem pokusom piękna skrywającego wcale nie obietnicę rozkoszy, ale potwornego fizycznego bólu. Nakręcony sześć lat temu film Miike zrobił furorę na europejskich festiwalach i należy do kanonu najciekawszych osiągnięć kinematografii azjatyckiej minionej dekady.

Janusz Wróblewski

Polityka 26.2005 (2510) z dnia 02.07.2005; Kultura; s. 52
Reklama