Archiwum Polityki

Sto lat separacji

W słynnej sprawie Dreyfusa najmniej ważny był w gruncie rzeczy jej tytułowy bohater – skrzywdzony kapitan Alfred Dreyfus. Spory spowodowane jego skazaniem, przeradzające się wkrótce w wybuch namiętności, ukazały bowiem głęboki podział społeczeństwa francuskiego. Wszyscy niby o nim wiedzieli, mało kto spodziewał się jednak, że sprawy zaszły aż tak daleko. Okazało się, że Republika nie stoi jeszcze na mocnych fundamentach. Antydreyfusiści nie kryli się zgoła z nienawiścią do ustroju demokratycznego. W ich szeregach zgromadzili się, w niemałym zresztą pomieszaniu, monarchiści, wojskowa kasta oficerska, najbogatsza burżuazja i Kościół. Determinacja przeciwników radykalizuje z kolei stronę republikańską.

Spirala napięcia zaczyna się nakręcać. Hierarchia Kościoła katolickiego i kontrolowana przez nią prasa, z „La croix” augustianina Vincenta de Paul Bailly na czele, staje się tak agresywna, że sędziwy papież Leon XIII nawołuje ją parokrotnie ustami kardynała Algeru Charlesa Martiala Lavigerie do umiarkowania i kompromisu z republikanami. Na próżno. W kontrataku rząd Waldeck–Rousseau promulguje 7 stycznia 1901 r. prawo pozwalające rządowi na zamykanie szkół wyznaniowych i eksmisję kongregacji zakonnych. Jest to czysty szantaż. Premier nie ma zamiaru korzystać z przyznanych sobie możliwości.

Nadchodzą jednak wybory 1902 r. Kościół stawia sprawę na ostrzu brzytwy: „Tym razem będzie tylko dwóch kandydatów – Barabasz i Jezus Chrystus. Biada tym, którzy oddadzą głos na Barabasza!”. Barabasz jednak wygrywa. Tyle że przy takiej polaryzacji stanowisk ustępliwy Waldeck–Rousseau musi odejść. Jego miejsce zajmuje zdeklarowany i wojowniczy antyklerykał Emile Combes.

Polityka 26.2005 (2510) z dnia 02.07.2005; Stomma; s. 99
Reklama