Mówi Myles Wickstead, sekretarz Komisji dla Afryki, powołanej przez Tony’ego Blaira
Brytyjczycy, którzy właśnie objęli prezydenturę w Unii, chcą wykorzystać tę sposobność, aby zorganizować pomoc dla Afryki. Oczywiście, że mamy tu szczególny obowiązek. Jednak komisja jest niezależna od rządu Wielkiej Brytanii, choć przewodzi jej brytyjski premier, a brytyjski ambasador jest jej sekretarzem. Składa się z siedemnastu osób, z których dziewięć to Afrykanie. W programie przewidzieliśmy na ten rok 90 zadań. Chodzi nie tylko o zdobywanie pieniędzy, ale również o propagowanie rozwoju różnymi sposobami – na przykład podpisanie przez ONZ konwencji przeciwko korupcji i rozpoczęcie negocjacji w sprawie traktatu o handlu bronią. Wszystko to są sprawy, które nie potrzebują dużego nakładu środków, tylko woli politycznej. Przewidujemy, że dzięki naszym działaniom uda się pozyskać 25 mld dol. dodatkowej pomocy dla Afryki, co jest chyba niezłym wynikiem. Powstała swoista koalicja polityków, rządów, organizacji społecznych, prywatnego biznesu i osobistości popkultury. W naszej komisji działa Bob Geldof, który bardzo intensywnie współpracuje z Bono, mającym z kolei dostęp do polityków amerykańskich. To dzięki nim ludzie usłyszeli, że w Afryce źle się dzieje i że to nie jest normalne, żeby cały kontynent pozostawiono samemu sobie.