Archiwum Polityki

Marszałek rusza w pole

• Cimoszewicz prowadzi, w drugiej turze wygrywa
• Jolanta Kwaśniewska dodaje głosów
• Kwaśniewski by wygrał, gdyby mógł startować po raz trzeci

Żubr wchodzi do gry, wejście smoka” – takimi tytułami media oznajmiały, że marszałek Sejmu Włodzimierz Cimoszewicz zdecydował ostatecznie o starcie w wyborach prezydenckich. Od razu porządnie zamieszał w stawce kandydatów, zajmując według sondaży pierwsze miejsce i spychając na dalsze pozycje dotychczasowych liderów Lecha Kaczyńskiego i Zbigniewa Religę. Potwierdza to sondaż TNS OBOP przeprowadzony na zlecenie „Polityki”. Włodzimierz Cimoszewicz także w nim prowadzi z dużą przewagą nad konkurentami, co więcej, w drugiej turze wyraźnie wygrywa ze wszystkimi rywalami.

Nie ulega jednak wątpliwości, że start Cimoszewicza jest drugim początkiem kampanii. Pierwszego dokonał jego ważny konkurent Lech Kaczyński wiosną tego roku. I wiosna rzeczywiście należała do Prawa i Sprawiedliwości. Lech Kaczyński niezmiennie przewodził stawce kandydatów, PiS dogonił, a bywało, że przeganiał Platformę Obywatelską w sondażach pokazujących preferencje partyjne. Początek lata należy niewątpliwie do Włodzimierza Cimoszewicza, ale już nie SLD, który pod nowym kierownictwem dopiero zaczyna się definiować. Czyja będzie jesień, czyli czas wyborów?

Część obserwatorów polityki uznała start Cimoszewicza za perfekcyjnie wyreżyserowaną operację lewicy, zwłaszcza SLD. Kandydat waha się, zwodzi, deklaruje, że nie startuje, potem wzywają go głosy ludu (w tym 50 tys. podpisów zebranych przez Stowarzyszenie Ordynacka) i wreszcie wychodzi na scenę, dostając owację. W tym rozumowaniu tkwi błąd podstawowy – z Cimoszewiczem takiej operacji przeprowadzić się po prostu nie dało. Jest on politykiem zbyt niezależnym i samodzielnym, jego skłonność do współpracy z partią jest bardzo ograniczona, czego wielokrotnie dawał dowody. Do decyzji musiał dojrzeć sam, zdając sobie zapewne sprawę, że zwlekanie, hamletyzowanie, dawanie do zrozumienia, że może jednak wystartuje, przy jednoczesnym demonstrowaniu niechęci do polityki, co mu wielu dziś wypomina, działało na jego niekorzyść.

Polityka 27.2005 (2511) z dnia 09.07.2005; Wydarzenia; s. 19
Reklama