Archiwum Polityki

Ruski kod

W „Forum” nr 26 przedruk z „Ogonioka” artykułu rozważającego możliwość powstania rosyjskiego „Kodu Leonarda da Vinci”. Gdyby taka oparta na rosyjskiej kulturze i historii książka powstała – dopiero byłyby jaja. Dopiero by były spiski, dopiero zagadki, dopiero by było śmiesznie. Kończyć rzecz by się musiała śmiercią autora – co nie dziwota: „każdy by wykitował po napisaniu tysiąca stron pełnych nagłych zwrotów akcji i intelektualnego niepokoju”.

Na razie wszakże – zauważam bez polotu – nikt nie wykitował, bo nikt w Rosji czegoś takiego nie napisał. Zamiast brawurowego jakiegoś „ruskiego kodu” powstała napisana przez Dmitrija Bykowa całkowicie pozbawiona wdzięku i humoru gazetowa parodia światowego bestselleru zatytułowana „Kod Riepina”. Można powiedzieć, że każdy ma taki „Kod”, na jaki sobie zasłużył. „Kod Riepina” brzmi dobrze, na tym wszakże uroki ruskiej lekkości się kończą. Może kogoś tam śmieszą dowcipy o tajnym stowarzyszeniu „Czeka” albo, że Puszkin był kobietą (ha, ha, ha), albo o sednie labiryntu, do którego prowadzi chronologia niezliczonych pomników Lenina – może kogoś to tam śmieszy. Mnie nie śmieszy w najmniejszym stopniu, nad czym – jako swego czasu czynny rusofil – osobiście ubolewam. I na tym rzecz mogłaby się kończyć, czyli nie zaczynać wcale. Wyobrażajcie sobie bracia prawosławni wasze bestsellery i pod płaszczykiem niższości przemycajcie własną wyższość, jak chcecie – Bóg z wami.

O ile mnie jednak – że tak ryzykownie się wyrażę – nie staje humoru na zawarte w tekście streszczenie wyimaginowanego ruskiego „Kodu Leonarda”, o tyle autorowi artykułu nie staje orientacji i wspaniałomyślności, gdy pisze o istniejącej książce Dana Browna.

Polityka 27.2005 (2511) z dnia 09.07.2005; Pilch; s. 93
Reklama