W artykule „Połknąć język i puścić pawia” [POLITYKA 23] Sławomir Sierakowski był łaskaw nazwać tekst o Dorocie Masłowskiej, który wspólnie z Magdaleną Łukaszewicz opublikowaliśmy w „Newsweeku”, „typowym pawiem medialnym”. Jego prawo, jego ocena. Tyle tylko, że uzasadnia ją, pisząc, iż w naszym tekście „nie ma jednego ciekawego słowa analizy treści książki, jest za to analiza fryzury Masłowskiej”. (...) W siedmiostronicowym tekście fryzurze Masłowskiej i kwestiom podobnym poświęciliśmy ledwo parę akapitów. Reszta to była właśnie analiza treści książki. (...) Zresztą w tej części artykułu Sierakowskiego, który bezpośrednio odnosi się do „Pawia królowej” (a nie jest ogólniejszą analizą współczesnego dyskursu medialnego), nie znalazłem – prócz odwołania do Elfriede Jelinek – żadnego tropu interpretacyjnego, który (nieco innym językiem) nie byłby wcześniej zasugerowany w naszym tekście.
I kwestia druga, może ważniejsza. Sierakowski kończy swój tekst oskarżeniem o zafałszowanie dyskursu publicznego przez „poważne media, partie polityczne, szanownych intelektualistów”. I puentuje: „Kiedyś wszyscy na nich puścimy pawia”.
Być może. Tylko że nie „na nich”, ale „na nas”. I nie „puścimy”, ale „puszczą”. Swoje antysystemowe i antymedialne poglądy Sierakowski od dłuższego czasu wygłasza na łamach „Gazety Wyborczej”, „Polityki”, w telewizji publicznej. I bardzo dobrze: bo jego poglądy naruszają rozpowszechnione stereotypy myślowe, skłaniają do ich rewizji lub przynajmniej do kłótni. Sierakowski stał się jednym z bardziej aktywnych i zauważalnych uczestników dzisiejszego dyskursu medialnego w Polsce.