Archiwum Polityki

Casting dla każdego

Zwiedzałem kiedyś w egzotycznym kraju rezerwat krokodyli. Najmniejszy ruch sprawiał, że otwierały kaprawe oczy, oceniając, czy warto przerwać sen. Uzupełnieniem i zarazem komentarzem do tej sceny był napis na tablicy witającej turystów: – Prosimy nie karmić krokodyli – sobą!

Pewnie przesadzam, lecz wydaje mi się, że podkarmiamy sobą każdy mijający dzień. Karmimy go swoimi nerwami i niepewnością. Ze zmagań pozornie niewinnej bieli z przefajnowaną czernią zwycięsko wychodzi szarość. Jej rodowód wywodzi się nie z szarych komórek, ale z klimatów prowincji umysłowej. Zawsze nieufnej, cofającej się za opłotki, gdy w polu widzenia pojawia się inność, odmienność, a więc wróg. Działaniom zwolenników szarości i ujednolicenia towarzyszy przekonanie, że wszystko jest proste, cała wiedza o świecie da się zawrzeć w haśle, sloganie, okrzyku. Sławny matematyk profesor Hugo Steinhaus, pisząc o konsekwencjach wbijania do łbów jedynych prawd, opowiada o młodym lotniku poznanym we Lwowie po zajęciu miasta przez Sowietów.

– Byłem na wysokości pięciu tysięcy metrów i żadnego Boga nie widziałem – zapewniał lotnik.
– Byłbyś go zobaczył, gdybyś spadł – usłyszał w odpowiedzi od lwowiaka.

Ledwo ucichły odgłosy kamieni rzucanych przez wszechpolaków, nie mogących pogodzić się z takim horrendum jak parada równości, narodowcy z kołtunami na łysych pałach wpienili się okropnie, że do Wrocławia przyjechał i zaśpiewał w Filharmonii chór gejów z Bostonu. Lokalny lider bojówkarzy był wstrząśnięty tym występem czy raczej występkiem. – I chór z nim! – chciałoby się powtórzyć mało elegancko za kalamburzystą. Niezbyt w sumie ważny incydent dopisał się do coraz dłuższej listy protestów, awantur, pogróżek.

Polityka 27.2005 (2511) z dnia 09.07.2005; Groński; s. 97
Reklama