W podkarpackim Lesku nie tęsknią za kamerami telewizyjnymi: kiedy wydało się, że TVP zamierza tu powrócić, mieszkańcy zaczęli mówić o bojkocie, „Miasto marzeń” nazwano „Miastem rozpaczy”. Zarzucają producentowi programu, firmie Endemol Neovision, manipulacje i niedotrzymanie obietnic. – Ktoś chciał tu zrobić pieniądze, a nas wystawiono do wiatru – mówią.
„Miasto marzeń”, szeroko reklamowany produkt TVP, miał się stać w ubiegłym roku optymistycznym przebojem telewizyjnej Jedynki, realizującym zarazem misję telewizji publicznej. Autorzy zamierzali pokazać całej Polsce, że dzięki obecności kamer można przyspieszyć rozwój, a nawet stworzyć szansę na pracę i lepsze życie. Ale bajka nie miała happy endu, emisji nie dokończono, telewizja wyjechała z Leska, zanim doszło do finału.
Paweł Kusal, który przed rokiem należał do grona zwolenników programu, a nawet namówił do uczestnictwa w nim żonę i syna, dziś nie kryje rozczarowania. Projekt, dzięki któremu miał otrzymać unijne pieniądze na rozbudowę gabinetu weterynaryjnego, okazał się niewypałem. Eksperci programu, których misją było doradzanie, nie mieli pojęcia, jak przygotować plan biznesowy. Ewa Kwiatanowska szybko odkryła, że nie ma czego szukać ze swoimi pomysłami zorganizowania sklepu internetowego z wyrobami lokalnych artystów i też się wycofała.
– Wielkiej krzywdy nam nie zrobili, choć nie było tak, jak chcieliśmy – przyznaje burmistrz Leska Robert Petka, który należał do entuzjastów pomysłu. – Z ekspertami było piekło, prawdziwa porażka. Formuła okazała się nudna. Mieliśmy łamać stereotypy o Bieszczadach, a wyszło, jak wyszło. Burmistrz przyznaje, że telewizja chce rozmawiać o powrocie.