Archiwum Polityki

Kosztowne prezenty

Zamiast stabilizacji możemy sobie zafundować stagnację

Po nowej władzy, zgodnie z zapowiedziami, spodziewaliśmy się stworzenia warunków rozwoju przedsiębiorczości. W nadziei, że nas, pracujących, będzie więcej. Przecież trzynaście milionów zatrudnionych na 38 mln Polaków to nie są dobre proporcje. Nikt w UE tak złych nie ma. O poprawie losu ludzi potrzebujących pomocy można marzyć tylko wtedy, gdy ciężar ich utrzymania rozłoży się na większą liczbę osób. Nie ma w tej chwili w naszym kraju sprawy ważniejszej niż tworzenie nowych miejsc pracy.

Niestety, pakt stabilizacyjny, mający umocnić pozycję rządu, tylko w nikłym stopniu odnosi się do spraw mogących pomóc gospodarce. Jak ustawa o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, której brak hamuje budownictwo, czy projekt nowego prawa budowlanego, skracający nieco inwestorom drogę przez mękę. Lwia część paktu nie zajmuje się jednak projektami ustaw mających pomóc przedsiębiorczości, lecz ma na celu umocnienie państwa. Według jednego z projektów szefowie urzędów centralnych, funduszy celowych (ZUS, KRUS) i agencji rządowych nie będą już musieli wygrywać konkursów, gdyż mianują ich towarzysze partyjni.

Na razie wyrzucono dotychczasowych prezesów, a stanowiska pozostają nieobsadzone. Przed dymisją, choćby tylko na jakiś czas, zarządu Państwowej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych nie uchroniły nawet zaawansowane rozmowy z kilkoma poważnymi inwestorami. Od ich powodzenia zależy sporo miejsc pracy, głównie dla młodych wykształconych ludzi, wśród których bezrobocie wynosi 40 proc. Względy polityczne i żądza odwetu na przeciwnikach okazały się ważniejsze. W sytuacji mnożenia instytucji kontrolnych – pierwszym punktem paktu stabilizacyjnego jest projekt ustawy o Centralnym Biurze Antykorupcyjnym – każdy urzędnik woli odwlekać podjęcie decyzji lub orzec na niekorzyść przedsiębiorcy, żeby nie być posądzonym o korupcję.

Polityka 4.2006 (2539) z dnia 28.01.2006; Komentarze; s. 20
Reklama