Archiwum Polityki

LNG – spieszmy się

W artykule „Port zamiast rury” [POLITYKA 2] red. Adam Grzeszak poruszył problem importu skroplonego gazu ziemnego (LNG) drogą morską. Jest to zagadnienie mi bliskie, ponieważ od kilku lat pracuję na statkach typu LNG.

Tego typu transport ma dość długie tradycje, sięgające połowy lat sześćdziesiątych. Dopiero ostatnie kilka lat to swego rodzaju rewolucja w tym dość specyficznym sektorze. Pojawili się – wcześniej nieobecni – niezależni operatorzy metanowców, zawieranych jest coraz więcej kontraktów krótkoterminowych, a ceny czarterów drastycznie spadły.

Również po stronie eksporterów sytuacja nie wyglądała zbyt różowo: w styczniu 2005 r. pożar terminalu Skikda w Algierii spowodował ponadpięćdziesięcioprocentową redukcję ilości LNG wysyłanego z tego portu (prawdopodobnie do 2007 r.); otwarcie terminalu w Idku (Egipt) zostało opóźnione ze względu na problemy techniczne przy pogłębianiu portu; w terminalu Atlantic LNG w Trynidadzie miały miejsce strajki. Mogłoby się wydawać, że problemy w zaledwie trzech portach są bez znaczenia w skali globalnej, lecz przy rosnącym popycie są one bardzo odczuwalne.

W ciągu kilku najbliższych lat do gry dołączą kraje wcześniej nieobecne, takie jak Chiny i Indie, których apetyt na nośniki energii jest wręcz nieograniczony. Stany Zjednoczone, gdzie w 1999 r. funkcjonowały tylko dwa terminale importowe (Boston i Lake Charles w Luizjanie), obecnie mają pięć terminali, a w planach jest kilkanaście dalszych. Jak na razie w USA na przeszkodzie stoją nie względy ekonomiczne, lecz sprzeciw mieszkańców, którzy obawiają się, że lądowe zbiorniki LNG mogą być potencjalnym celem ataku terrorystycznego.

Polityka 4.2006 (2539) z dnia 28.01.2006; Listy; s. 87
Reklama