Archiwum Polityki

Lincz

Przypomnijmy najpierw fakty. Po 1989 r. odbywała się w Polsce generalna lustracja (wtedy jeszcze mówiono weryfikacja) pracowników SB. Niewielu z nich zachowało się z godnością i odeszło z własnej woli. Znaczna część usiłowała przechować się w mundurach MO, niektórzy usiłowali wkraść się w łaski lustratorów zapewniając ich o lojalności, a nawet proponując różnorakie usługi określane dzisiaj jako „dostarczenie kwitów”. Do tych ostatnich należał kapral SB z Krakowa, niejaki Paweł Kosiba. W trosce o zachowanie posady i pensji, gdyby tego odeń zażądano, oskarżyłby on pewnie o współpracę ze służbami i kardynała Macharskiego, i Jerzego Turowicza, i Piotra Skrzyneckiego. Bądźmy jednak sprawiedliwi – aż tak wysoko nie poważył się mierzyć. Weryfikującemu go Zbigniewowi Fijakowi wręczył tylko notatkę, że rzekomo zwerbował Andrzeja Przewoźnika, co jednak wobec skomplikowanych stosunków panujących w środowisku krakowskiej opozycji antypeerelowskiej mogło być kąskiem łakomym. Donosik przeleżał sporo lat w przepastnych archiwach i wypłynął nagle w momencie, kiedy Przewoźnik zgłosił swoją kandydaturę na szefa IPN, stanowisko, o które starał się także Janusz Kurtyka. Podejrzany Przewoźnik stracił od razu i definitywnie wszelkie szanse na nominację. Nie w walce o stołek, ale żeby bronić swojego dobrego imienia, oddał więc sprawę do sądu. I coup de theatre: sąd, po długim i wnikliwym procesie oczyścił go z esbeckiego pomówienia, z którego wycofał się zresztą i sam Kosiba. Minęły miesiące. Kurtyka już mianowany zwierzchnikiem IPN udziela wywiadu „Gazecie Wyborczej”. Tytuł „Nie przeproszę Przewoźnika” dała oczywiście redakcja.

Polityka 4.2006 (2539) z dnia 28.01.2006; Stomma; s. 92
Reklama