Archiwum Polityki

Dziennik złych przeczuć

Sobota. Mam złe przeczucia co do niedzieli.

Niedziela. Złe przeczucia co do dnia dzisiejszego nie potwierdzają się, wzmagają się za to ze zdwojoną siłą złe przeczucia co do dnia jutrzejszego. Nie chodzi przy tym – wiem to niezawodnie – o Małysza.

Poniedziałek. Dzwoni do mnie wybitnie przystojny aktor średniego pokolenia. Mam hiobową wieść – powiada. – W piśmie „Viva!” – powiada – ogłoszono listę 25 najpiękniejszych Polaków za rok 2002. Nie ma tam – powiada – ani mnie, ani ciebie. – Ty chyba żartujesz – mówię z zupełnym stoicyzmem. Sprawdź jeszcze raz. Sprawdź jeszcze raz na spokojnie. Nie kartkuj gorączkowo, ale metodycznie sprawdź nazwisko po nazwisku. – Sprawdzałem, dziesięć razy sprawdzałem – mówi mój przyjaciel grobowym głosem, to nic nie daje, nie ma nas i szlus. – Niemożliwe Andrzeju – upieram się, ale powoli zaczynam przeczuwać, że mój upór jest daremny – niemożliwe. Może to jest jakieś przeoczenie? Jakiś błąd w redagowaniu? Jakaś literówka? Może w przyszłym numerze będzie sprostowanie? Zadzwoń do redakcji „Vivy!” i sprawdź. – No gdzie? Gdzie będę dzwonił? – odpowiada on z irytacją. – Przecież gołym okiem widać, że to jest zamierzone. Trzeba się z tym pogodzić. Rozumiesz? Trzeba teraz z tym żyć. Zawsze wprawdzie możemy podać ich do sądu, ale to są koszta. – Głupstwo koszta – mówię – chodzi o to, żeby prawda zwyciężyła. Spotkajmy się wieczorem celem omówienia operacyjnych szczegółów – kończę gorączkowo, bo jednak w sumie: nie wierzę. Jak błyskawica zlatuję do kiosku i – oczywiście – ogarnia mnie czarna depresja.

Polityka 3.2003 (2384) z dnia 18.01.2003; Pilch; s. 95
Reklama