Archiwum Polityki

Czar starych gazet

Lektura starych gazet jest doświadczeniem emocjonującym. W latach mojego dzieciństwa co kilka tygodni w kuchni i korytarzyku szorowano drewnianą podłogę, po czym w celach ochronnych kładło się na nią zużyte gazety i można było wracać do starych wiadomości oceniając je z perspektywy czasu, który przeminął. Wiele rozważań dziennikarzy traciło wszelki sens, inne zadziwiały przenikliwością. Na przykład te, w których stawiano pytanie, czy zima nas zaskoczy?

Po paru miesiącach podróży zanurzyłem się w stosy gazet szukając wszelkich szczegółów, które umknęły mi w czasie, kiedy byłem skazany na lekturę tylko zagranicznej prasy.

U twórcy, którego dzieła zwykle są przedmiotem krytyki, ogląd starych gazet i czasopism rodzi nieodpartą pokusę, aby zrecenzować recenzentów. Przyznam się, że w moim domowym archiwum leżą całe teczki różnych tekstów, na których można by bez trudu oprzeć jakąś pracę doktorską na temat tego, co w ostatnich latach pisano w Polsce o sztuce. Powstrzymuję się ciągle przed publikowaniem złośliwie wybranych cytatów z odpowiednio ironicznym komentarzem, bo mam nadzieję, że mam przed sobą jeszcze parę lat twórczej pracy i nie warto otwierać nowych frontów w wojnie z zewnętrznym światem, który każdemu artyście uporczywie i boleśnie doskwiera.

Recenzent bywał dla artysty tym, czym ziarnko piasku dla organizmu perłopława – zła recenzja uwiera i wokół niej narasta błyszcząca masa perłowa, która staje się kolejnym dziełem. Tak przynajmniej rozumiano tradycyjnie pozytywną rolę, jaką może odegrać w duszy twórcy dolegliwość. Na tej podstawie podejrzewam, że dobry krytyk zakochany w sztuce żywi tak wielką tęsknotę za ideałem, tak wielką potrzebę doskonałości utworu, że nigdy nie jest ukontentowany.

Polityka 3.2003 (2384) z dnia 18.01.2003; Zanussi; s. 96
Reklama