Archiwum Polityki

Luneville

Dym wydobywający się z kaplicy zauważono około godziny 18. Pierwsze jednostki straży pożarnej były na miejscu już po kwadransie. A jednak było za późno. Huraganowy wiatr, przekraczający w porywach 100 km na godz., rozpraszał wodę z sikawek i roznosił płonące żagwie na dalsze partie zabudowań. Wysiłki dwudziestu pięciu ekip strażackich pozwoliły na opanowanie sytuacji dopiero po dwunastu rozpaczliwych godzinach. Mroźny świt odsłonił beznadziejne zgliszcza całego prawego skrzydła i wypalone dziury okien w centralnej i lewej części. Ze wspaniałej kolekcji fajansów ocalono nędzne resztki. Przepadła biblioteka, a w niej trzydzieści tysięcy inkunabułów, białych kruków i rękopisów z unikalnym zbiorem listów Napoleona na czele. Tak spłonął w piątek 3 stycznia 2003 Mały Wersal, czyli Pałac Książąt Lotaryńskich w Luneville. Na skutek, jak wykazało śledztwo, głupiego spięcia instalacji elektrycznej. Nie pierwsza to tragiczna przygoda tego miejsca z ogniem.

Wieczorem 5 lutego 1766 sędziwy (miał już 89 lat, czyli w przełożeniu na nasze czasy grubo ponad setkę) książę lotaryński, używający też tytułu króla Polski, Stanisław Leszczyński zasiadł przy kominku w gabinecie lustrzanym lunevillskiej rezydencji. Wyczulony na zimno ciągnące od wielkich okiennic, czemu trudno się dziwić w jego wieku, kazał służbie przysunąć fotel do samego niemal paleniska. Lokaj przyniósł kieliszek wina i wymknął się bezszelestnie. Cały dwór wiedział, że nie należy przeszkadzać księciu w codziennych rozmyślaniach. Pogrążony w nich Stanisław nie zauważył, że iskry spadają na szlafrok. Nagle otoczyły go płomienie. Krzyczał, ale głos niknął w długich przestrzeniach pysznych korytarzy. Kiedy wreszcie nadbiegła pomoc, leżał na ziemi.

Polityka 3.2003 (2384) z dnia 18.01.2003; Stomma; s. 98
Reklama