Wielka popularność, jaką wśród młodzieży zyskała sympatyczna komedia „Smak życia” o paczce studentów przeżywających w Barcelonie swoje pierwsze życiowe wtajemniczenia, wymusiła na twórcach filmu nakręcenie kontynuacji. Jak to zwykle z sequalami bywa, i tym razem druga część nie dorasta do pięt oryginałowi, za to jej sukces komercyjny wydaje się murowany. Francuski reżyser Cedric Klapisch wzorował się chyba na błyskotliwych komediach o nastolatkach w stylu „American Pie”, bo swego dobiegającego trzydziestki bohatera obdarzył równie infantylną wrażliwością małego, niedojrzałego hedonisty, poszukującego w życiu głównie zmysłowych rozkoszy. Rozgrywająca się na ulicach Paryża, Londynu i Sankt Petersburga nieskomplikowana akcja „Smaku życia 2” sprowadza się do pytania, ile panienek zdoła w przyspieszonym tempie zaliczyć grany przez Romaina Durisa niedoszły pisarz. Mimo jego nieśmiałości, utyskiwań na głupiego szefa i w ogóle życiowego pecha, los wyraźnie mu sprzyja, zsyłając do łóżka co ładniejsze dziewczyny. Oczywiście, w ambitnych zamierzeniach reżysera suma przyjemności odczuwana przez bohatera w intymnych kontaktach z kolejnymi partnerkami jest ceną, jaką musi on zapłacić za poszukiwanie tej jednej, właściwej kobiety. W tym, jak się domyślam, przejawia się współczesny romantyzm filmu i zarazem przenikliwa krytyka zepsutej do szpiku kości obyczajowości Zachodu. Z jednej strony trudno nie przyznać autorowi filmu racji, zwłaszcza kiedy naśmiewa się z tradycyjnego modelu rodziny, z drugiej, obserwując narcystyczne zachowanie francuskiego lowelasa, ciężko zrozumieć, o co naprawdę chodzi dzisiejszym trzydziestolatkom.
Polityka
31.2005
(2515) z dnia 06.08.2005;
Kultura;
s. 52
Reklama