Archiwum Polityki

Antygona z Włodowa

Antygona z Włodowa tym się różni od Antygony z Teb (a też od Antygony z Nowego Jorku), że celem pochowania brata nie przełamuje praw państwowych i ludzkich. Nie ryzykuje też w tej sprawie heroicznego wyboru nakazów moralnych i boskich. Antygona z Włodowa tym się różni od Antygony z Teb, że pochówek brata olewa generalnie. Ma ku temu powód konkretny i nie do obalenia. Irena S. – Antygona z Włodowa – nie zna mianowicie miasta, w którym spoczywają doczesne szczątki jej poległego w bratobójczym boju brata, i w związku z tym nie wie, jak trafić do tamtejszej kostnicy. Nie zna adresu. Ma numer telefonu, ale nie dzwoni, ponieważ nie posiada w domu aparatu stacjonarnego. Aparatu komórkowego – należy się domyślać – nie posiada tym bardziej. Metropolią, która budzi w siostrze zabitego lęk, jest Olsztyn. – Myślałam, że już go ktoś gdzieś w Olsztynie pochował – mówi. – A gdzie ja mam go szukać, jak ja miasta nie znam. A ktoś mi da pieniądze na pogrzeb? – pyta („GW” nr 176).

W tym samym numerze „Gazety” w tym samym materiale jest przypomnienie całej sprawy. „Sześćdziesięcioletni Józef C. zginął 1 lipca wieczorem od ciosów, które siedmiu mieszkańców Włodowa i okolic zadało mu drewnianymi kołkami, łomem, łopatą i resorem samochodowym. Sąsiedzi tłukli go kilka godzin. Mścili się za to, że latami nachodził ich w domach, wyzywał za to, że brał od staruszek haracz, że straszył dzieci. Bezpośrednim sygnałem było to, że Józef recydywista, który 34 lata spędził w więzieniu, zranił nożem w rękę szanowanego we wsi drwala Tomasza W. (Jakby zranił jakiegoś mniej szanowanego drwala – nie zostałby zabity i nie byłoby problemu z pochówkiem?

Polityka 31.2005 (2515) z dnia 06.08.2005; Pilch; s. 82
Reklama