Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Milczę, więc jestem

Do you speak English? Sprechen Sie Deutsch? Parlezs vous français? Na takie pytania stołeczni przewodnicy odpowiadają milczeniem. A języki, owszem, znają. Prywatnie z wielką biegłością władają mową Szekspira, Goethego czy Moliera. Czemu więc milczą, gdy wiozą np. warszawskim omnibusem cudzoziemską wycieczkę? Otóż ustawowo w 1997 r. zabroniono przewodnikom używania obcych języków bez specjalnych certyfikatów wydawanych przez wojewodów po egzaminie. Oczywiście płatnym. Koszt certyfikatu 120 zł. A egzaminy odbywają się parę razy w roku. Na ogół w czasie, gdy przewodnicy ganiają po mieście z turystami, oprowadzając ich w milczeniu.

A milczą ze strachu. Zdarza się bowiem, że kontrolerzy udają turystów i gdy przewodnik „nielegalnie” przemówi po hiszpańsku, spisują protokół, co prowadzi do utraty pracy.

Ten przykład nasuwa myśl, by ustawę o działalności turystycznej twórczo rozwinąć: zakazać pływakom bez certyfikatu wyciągania z wody tonących, gaszenia zaprószonego ognia w lesie wędrowcom bez papierów strażackich, przeprowadzania przez wąską kładkę nad strumieniem dzieci – bez świadectwa anielskości!

Polityka 31.2005 (2515) z dnia 06.08.2005; Fusy plusy i minusy; s. 85
Reklama