Najpierw Anna Jarucka doniosła członkowi komisji śledczej Konstantemu Miodowiczowi, że na prośbę Włodzimierza Cimoszewicza, u którego była asystentką, zmieniła jego oświadczenie majątkowe za 2001 r. W pierwotnej wersji była informacja o akcjach Orlenu, w kolejnej już jej zabrakło. „Oświadczenie Cimoszewicza, że nieświadomie popełnił pomyłkę, jest nieprawdziwe” – napisała we własnym oświadczeniu. Miodowicz podzielił się tą sensacją tylko z posłem Zbigniewem Wassermannem. Uradzili, że trzeba Jarucką oficjalnie przesłuchać, a do tego czasu trzymać sprawę w tajemnicy. Wassermann lojalnie powiadomił jednak o tych planach szefa komisji śledczej Andrzeja Aumillera. Ten wtajemniczył posła Romana Giertycha, co spowodowało, że już za chwilę wiedziała cała Polska.
Kandydat na prezydenta Włodzimierz Cimoszewicz doniósł opinii publicznej, że jego była asystentka Anna Jarucka popełniła przestępstwo, wynosząc z MSZ jego oświadczenie majątkowe. Zaprzeczył, jakoby miał zmieniać treść oświadczeń. Jego wersję potwierdza rzeczniczka ABW Magdalena Stańczyk: – Podczas przeszukania w styczniu 2005 r. w mieszkaniu Jaruckiej znaleziono tajny dokument MSZ (czyli oświadczenie majątkowe Cimoszewicza – przyp. red.), który nie różni się od jawnego dokumentu sejmowego (drugiego oświadczenia majątkowego Cimoszewicza, które składał jako poseł – przyp. red.). W obu nie było nawet śladu akcji Orlenu. Według rzeczniczki ABW rewizję u Jaruckiej przeprowadzono nie po to (jak twierdzi poseł Giertych), aby znaleźć deklarację majątkową Cimoszewicza, ale z powodu podejrzeń, iż Jarucka wynosi z MSZ tajne dokumenty.
Marszałek Cimoszewicz najpierw tłumaczył, że w składanym w kwietniu oświadczeniu sejmowym nie uwzględnił akcji Orlenu, bo sprzedał je kilka miesięcy wcześniej (na początku 2002 r.