Najlepiej by było, jakby wspólnemu posiedzeniu obu izb, Sejmu i Senatu, uroczyście czczącemu ćwierćwiecze Solidarności, przewodziła orlenowska komisja śledcza. Byłoby tak najstosowniej. Komuchów w niej nie ma, więc niesmaków żadnych, a symbolika niedościgła. Mam dalej uzasadniać i rozwijać ten zapierający dech obraz? Nie ma potrzeby. Toteż daję go jako dygresję wstępną, bo o czym innym chcę opowiedzieć.
Zdarzyła mi się tajemnicza przygoda intelektualna – miałem zamiar przeczytać „Potop”, a przeczytałem „Quo vadis?”. Przygody mojej nadto nie demonizuję. Najpewniej sięgając po „Potop”, zacząłem rozmyślać o korupcji w futbolu i tak już zostało. Gest wyszedł krzywo, ale ostateczny efekt podobny. Czyli nic złego w krzywiźnie.
Próba uzdrawiania piłki nożnej jest jak próba uzdrawiania świata – daremna. I nie idzie, że zło to jest jakaś wszechobecna stała, z którą trzeba się pogodzić, albo o inne tego typu komunały czy prawdy fundamentalne. To znaczy: też, ale mocniej, dziwniej i bardziej krzywo. W piłce nożnej zawsze jest mocniej, dziwniej i bardziej krzywo. I ludzkość, i piłka nożna są skażone od czasów grzechu pierworodnego. Z tym że piłka nożna bardziej.
Sprzedany mecz jest naturalnym elementem piłki, tak jak na przykład doping jest naturalnym elementem lekkoatletyki. Od tych rzeczy nie ma odwrotu. Nawet moim zdaniem nie ma już co ględzić o „ograniczaniu”. Można, co najwyżej, mówić o „utajnianiu”, o wyścigu na utajnienie. (Przecież to, co obecnie w polskiej piłce się dzieje, to nie jest rozgrywka o jakieś „oczyszczenie”, a o „utajnienie”).
W spiskowość historii nie wierzę w ogóle, w spiskowość sportu umiarkowanie, w spiskowość piłki nożnej wierzę szczerze.