Archiwum Polityki

Hawaje, Oslo

Dziwaczny tytuł: „Hawaje, Oslo” norweskiego filmu Erika Poppe sugeruje beztroską komedię o rozkoszach wakacyjnych przygód nastolatków. Jest to wrażenie mylne, chodzi bowiem o dość ponury dramat psychologiczny, bliski stylistycznie znakomitemu filmowi „21 gramów” Meksykanina Alejandro Gonzaleza Inarritu. Poplątana, wielowątkowa fabuła „Hawaje, Oslo” przypomina równie skomplikowaną mozaikę, w której początkowo trudno jednak dostrzec żelazną logikę. Kilka obcych sobie osób z jednego miasta przeżywa chwile trwogi i załamania, lecz ich losy wydają się niczym ze sobą nie powiązane. Nic przecież nie łączy zamkniętego w szpitalu psychiatrycznym kleptomana lubiącego dla rozładowania napięcia sobie pobiegać, młodej pary, której rodzi się ciężko chore na serce dziecko, popularnej piosenkarki – niedoszłej samobójczyni oraz pielęgniarza-wizjonera, którego sny sprawdzają się w rzeczywistości. A jednak wszyscy ci bohaterowie, spleceni niewidzialną nicią przypadku, oddziałują na siebie, biorą udział w tragicznym spektaklu reżyserowanym przez życie. Erikowi Poppe należą się najwyższe słowa uznania za to, że sprostał trudnej formule polifonicznej opowieści i że mimo pozorów narracyjnego chaosu zdołał zapanować nad materią filmową. Ukazał złożony stan emocji nieszczęśliwych ludzi wstydliwie ukrywających przed innymi swoje tęsknoty i marzenia. Z wyczuciem i znajomością tajników ludzkiej duszy przedstawił heroiczno-groteskową walkę o godność i prawo do miłości. Warto dodać, że wysiłek reżysera doceniła publiczność oraz międzynarodowa krytyka. „Hawaje, Oslo” otrzymało tytuł najlepszego filmu norweskiego 2005 r. i zostało zaproszone na liczne międzynarodowe festiwale.

Polityka 5.2006 (2540) z dnia 04.02.2006; Kultura; s. 52
Reklama