Archiwum Polityki

Shutter-widmo

Azjatyckiemu thrillerowi „Shutter-Widmo”, zrealizowanemu przez dwóch debiutantów z Tajlandii: Parkpoom Wongpooma oraz Banjong Pisanthanakuna, odmówić nie można solidności. Jest to sprawne, rzemieślniczo poprawne, konwencjonalne kino rozegrane wedle reguł znanych miłośnikom gatunku, tyle że bez przesadnego straszenia widokiem bryzgającej krwi i podobnych atrakcji. Rzecz jest o duchach ukazujących się młodemu fotografowi, który w nie nie wierzy, ale uznać ich istnienie musi. Początkowo dręczą go tylko wyrzuty sumienia. Chodzi o wypadek samochodowy, w czasie którego nie udzielił on pomocy osobie poszkodowanej. Szybko okazuje się jednak, że incydent na szosie był tylko drobnym kamykiem uruchamiającym lawinę jeszcze smutniejszych i bardziej zagadkowych wydarzeń. W niewyjaśnionych okolicznościach popełniają samobójstwo jego koledzy ze studiów, na zdjęciach pojawiają się tajemnicze smugi, przypominające zjawy z zaświatów itd. Jak to w azjatyckich thrillerach często bywa, granica między rzeczywistością, snem, wspomnieniami oraz grą wyobraźni niepostrzeżenie się rozmywa. Tworzy się niepokojąca, chwilami nieprzyjemna atmosfera, w której widz traci orientację, a charakterystyczny dreszczyk podniecenia towarzyszy aż do ostatecznego wyjaśnienia zagadki. Chociaż finał przynosi spore rozczarowanie, generalnie jest się czego bać, co mimo wszystko należy uznać za komplement.

Janusz Wróblewski

Polityka 5.2006 (2540) z dnia 04.02.2006; Kultura; s. 53
Reklama