Archiwum Polityki

Ruchomy zamek Hauru

Hayao Miyazaki to bez wątpienia najwybitniejszy dziś twórca japońskiej anime, czego wymownym potwierdzeniem jest przyznana mu właśnie nagroda za całokształt twórczości na festiwalu w Wenecji. Jego ostatnie dzieło „Ruchomy zamek Hauru” nie ma co prawda głębi i mądrego religijno-filozoficznego przesłania, które tak imponowało i poruszało w „Spirited Away”. Niemniej jest to ciekawa, choć może nazbyt zagmatwana baśń, w której czarodzieje, wiedźmy, magia, alternatywne światy i nie zawsze dające się logicznie wytłumaczyć zachowania ludzi spotykają się w scenerii angielskiego dziewiętnastowiecznego miasteczka. Chaotyczna, pełna dygresji, niedokończonych wątków i hiperrealistycznych szczegółów fabuła „Ruchomego zamku Hauru” zbudowana jest wokół dziwnego związku pary bohaterów: zamienionej w staruszkę przez zazdrosną Wiedźmę z Pustkowia dziewczyny z warsztatu kapeluszniczego i jasnowłosego czarnoksiężnika walczącego niczym Harry Potter z ciemnymi mocami. Łączy ich oczywiście miłość, ale złożony proces przemian, jakiemu oboje zostają poddani, każe się zastanowić nad jakością tych uczuć. Dla miłośników Miyazakiego dwugodzinna podróż w skomplikowany świat jego wyobraźni będzie ciekawym przeżyciem. Obawiam się jednak, że dla dzieci znacznie mniej, bo oprócz zaskoczenia obrazami, np. kroczącego złomowiska w kształcie maszyny parowej albo zrzucających bomby ptaszysk, nic z tej historii nie będzie wynikać.

Janusz Wróblewski

Polityka 37.2005 (2521) z dnia 17.09.2005; Kultura; s. 54
Reklama