Archiwum Polityki

Osaczony

Aja lubię Bruce’a Willisa, który nie jest uznawany za porządnego aktora, ponieważ przeważnie gra twardziela w filmach akcji typu „Szklana pułapka”. Zachwycił mnie w „Szóstym zmyśle”, gdzie udowodnił, że potrafi także zagrać bardziej skomplikowane postacie. Widać jednak jego agenci uznali, że nadeszła pora, aby Bruce znowu sobie postrzelał, i dlatego znalazł się na planie filmu Emilio Florenta Siri „Osaczony”. W pierwszej chwili z trudem go poznajemy – pokazuje się zarośnięty i nieogolony, jakby miał zagrać pustelnika. Gra jednak negocjatora jednostki antyterrorystycznej z Los Angeles. Właśnie oglądamy go w akcji, gdy próbuje skłonić do poddania się szaleńca grożącego, że zabije rodzinę i siebie na końcu. Niestety, negocjator za bardzo wierzy w swe talenty, w rezultacie dochodzi do masakry. Następnie strzyże się i goli, czyli Bruce Willis wygląda wreszcie jak Bruce Willis, i zatrudnia się jako szef policji w małym miasteczku. Kiedy w kinie akcji policjant ogłasza, że chce mieć wreszcie święty spokój, to jednego możemy być niezawodnie pewni – iż z całą pewnością spokoju nie zazna. Tak też jest w „Osaczonym”. W miasteczku dochodzi do zdarzenia na pierwszy rzut oka niegroźnego: trójka nastolatków włamuje się do posiadłości miejscowego bogacza, nie wiedząc, z kim mają do czynienia. Wkrótce okaże się bowiem, że ów z pozoru zwyczajny, uczciwy obywatel wcale nie jest tym, na kogo wygląda. W skomplikowanej intrydze szczególną rolę odegra pewna kaseta DVD, którą ktoś chce za wszelką cenę odzyskać. Teraz policjant (oraz jego rodzina) znajdzie się w bardzo skomplikowanej sytuacji, ale przecież Bruce nie z takich pułapek wychodził.

Polityka 37.2005 (2521) z dnia 17.09.2005; Kultura; s. 54
Reklama