Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Serce się kraje

Pracowałem kiedyś biurko w biurko z panem Karolem. Pan Karol był karykaturzystą, autorem satyrycznych i humorystycznych rysunków. Zaczynał we Lwowie, mieście stale obecnym w jego pamięci, przypominającym się balladą o Liwickim („Popatrz Liwicki, co miłość może – w ciemnej mogile kochanki trup”), śpiewanką o weselisku Mańki Pryszcz, rytmem przechadzki po Hetmańskich Wałach. Jak przeżył Pan Karol dwie okupacje, o tym nie mówił nigdy. Wojnę zakończył w mundurze Dywizji Kościuszkowskiej, obwieszony medalami jak choinka. Przy jakiejś okazji opowiedział mi o ryzykownym, okrutnym żarcie: jego ofiarą padł gamoniowaty podoficer, popisujący się szkolną erudycją i neofickim światopoglądem. Koledzy z koszar wmówili gorliwcowi, że nie ma rady – musi sam, z głowy, napisać historię Polski. Wszystkie biblioteki i archiwa Niemcy zniszczyli, spalili dokumenty, wybili historyków i nauczycieli historii. Od niego więc, znawcy przedmiotu, zależy odtworzenie ojczystych dziejów, rekonstrukcja minionego. Nie powinien się lenić, tylko zabrać do pracy i pisać, pisać, pisać.

Gamoń dał się nabrać. W czasie wolnym zapełniał kulfonami wyżebrane u politruka kajety, marszczył niskie czółko, ślinił paluchy i przemierzał obszary przeszłości od Dąbrówki po Wandę Wasilewską. Feudalizm, kapitalizm, dwór Radziwiłłów, Mościcki – pojawiali się jak na spirytystycznym seansie. Przy kopcącej naftowej lampie postacie i wydarzenia nabierały marksistowskiego oświetlenia. Czasem koszarowy Kadłubek konsultował z kolegami jakąś datę czy nazwisko, by podkreślić rozległość swojej wiedzy; sto lat w tę czy w tamtą stronę – jakie to miało znaczenie. Grunt, że powstająca historia była słuszna, eksponująca rolę mas, walkę klasową, zalążki socjalizmu.

Polityka 37.2005 (2521) z dnia 17.09.2005; Groński; s. 98
Reklama