Archiwum Polityki

Papa pampers

Kilkanaście miesięcy temu, kiedy jego środowisko szykowało się już do władzy, Wiesław Walendziak znikł z politycznej sceny. Został prezesem spółki powołanej przez TVN i Polsat dla wprowadzenia naziemnej telewizji cyfrowej, miał do niej przyciągnąć telewizję publiczną. Nie udało się.

Wiesław Walendziak ma 43 lata. To jest dobry wiek dla Polaka, może nawet najlepszy. Dekada dorosłości upłynęła mu wprawdzie w socjalizmie, ale kiedy nastała wolność, Walendziak nie przekroczył jeszcze trzydziestki. – Kiedy trzeba było, w skórę brałem – mówi o sobie. Wyjątkowo inteligentny, z dobrą kartą opozycyjną, zaangażowany w polityczny dyskurs zaczął wspinać się po szczeblach kariery. Zaliczał je błyskawicznie. Dziś już takie tempo nie byłoby możliwe. Gdy miał 31 lat, kierował Polsatem, dwa lata później zasiadł w fotelu prezesa telewizji publicznej. Na cztery lata przed czterdziestką został szefem kancelarii premiera Jerzego Buzka. Przy okazji był znanym dziennikarzem prasowym (założycielem i redaktorem naczelnym tygodnika „Młoda Polska”) oraz telewizyjnym (twórcą pierwszych politycznych talk-show „Lewiatan” i „Bez znieczulenia”). Zakładał wspólnie z innymi ZChN oraz AWS. – Mierzył wysoko – mówi Marian Krzaklewski. – Patrzył przyszłościowo. Może premier? Prezydent? Nie był gorszy od innych.

I nagle boczny tor.

Jeden z dawnych bliskich kolegów twierdzi, że Walendziak w czasach AWS po prostu uwierzył Krzaklewskiemu, który obiecał mu posadę premiera. Sam słyszał, jak Mariusz Walter zwracał się do Wiesława w ten sposób, wiele innych osób też. Może żartem? Ale Walendziak nie protestował. W każdym razie długo nie wytrzymał u Buzka. – To dlatego – ocenia jeden z gdańskich kolegów – że był zawiedziony. Patrzył i myślał: jestem lepszy, sprawniejszy. Stąd też wziął się jego konflikt o sferę wpływów z Januszem Tomaszewskim, który był ówczesnym wicepremierem.

Polityka 38.2005 (2522) z dnia 24.09.2005; Społeczeństwo; s. 92
Reklama