W piątek, ostatniego dnia września, młodszy Arek wziął zaliczkę: trzysta złotych. W sobotę zadzwonił, że nie przyjdzie do pracy. W tym samym czasie chłopaki, o których wszyscy w okolicy wiedzą, że czarnym Oplem Corsą rozwożą narkotyki, dwa razy podjeżdżali pod dom Ernesta i Arka.
W niedzielę rano samochód znów był we wsi Franciszkowo. Czy wówczas im dali dragów na kredyt? Kazali zdobyć skądś pieniądze do wieczora?
Z domu Arka i Ernesta najbliżej było do Kaśki i Grzegorza. Poszli po dziewiętnastej. Gospodarz kilka chwil wcześniej wrócił z dziećmi z obiadu u teściowej.
W ostatnich niedzielnych dziennikach telewizyjnych już o tym wszystkim było: że dwoje dzieci, sześć i dwa latka, oraz ich ojciec zatłuczeni na śmierć siekierą oraz porżnięci nożem. Że zrabowano radiomagnetofon, elektroniczny budzik i starego Nissana, którego mordercy nieopodal rozbili.
Dzień później, w poniedziałek, było już wiadomo, że mordowali bracia F., Arkadiusz i Ernest. Sąsiedzi zza płotu.
1
W tamten piątek, gdy się tak naprawdę to wszystko zaczęło, młodszy Arek komuś się zwierzył, że idą się z bratem zapić, skoro nic lepszego nie ma w życiu do roboty. Właśnie się dowiedział, że w zakładzie nie podpiszą z nim kolejnej umowy o pracę. Poszło o Ernesta. W czerwcu młodszy brat ściągnął do firmy starszego, który akurat wyszedł z więzienia. Arek poręczył za Ernesta, ale wszystko poszło źle: młodszy sam zrobił się przy bracie butny i agresywny, nawalał, migał się i urywał z pracy.
I choć po dwóch miesiącach tego starszego wyrzucili, ten młodszy nie był już taki jak wcześniej.
Pod koniec sierpnia z tego samego powodu od Arkadiusza F. odeszła dziewczyna w ciąży. Mieli brać ślub. Data już była wyznaczona, ale niedoszły teść po którymś z kolei wspólnym braci wyskoku zabronił córce wchodzić w patologiczną rodzinę.