Lech Grobelny (54 l.) – symbol epoki. Publiczność oklaskiwała jego efektowne entrée akurat w chwili, kiedy w Polsce nastał kapitalizm. Uznano więc, że narodził się wraz z nowym ustrojem. Ale on błyszczał już wcześniej.
Miał rozmach, to cecha, którą podkreślają znający go ludzie. – Od nas wyszedł, z polibudy – zauważa z satysfakcją członek Stowarzyszenia Ordynacka („tylko bez nazwiska, to niepolityczne kolegować się z Grobelnym”). – Przez 10 lat studiowałem na słynnym Melu (wydział mechaniczny, elektryczny i lotnictwa Politechniki Warszawskiej – przyp. aut.) i działałem w pionie propagandy ZSP – potwierdza Lech Grobelny.
Ale studiów nie skończył, zassało go do innego życia. Forsa, pomysły na biznes – nie było czasu na naukę. Na przełomie lat 70. i 80. wyspecjalizował się w branży foto – obróbka filmów, handel chemikaliami. Odbijał podobizny Jana Pawła II i sprzedawał w całym kraju. Najpierw jeden punkt usługowy, potem kolejne, wkrótce cała sieć laboratoriów fotograficznych pod nazwą AFP (Art-Foto-Projekt). – Był najlepszy – ocenia jeden z jego ówczesnych konkurentów.
Grobelny bez fałszywej skromności też uważa, że był dobry. Ceny ustalał konkurencyjne, klienci go cenili, a rywale z branży szanowali. W 1988 r. założył kolejną spółkę – Dorchem (miała handlować chemikaliami fotograficznymi), a po roku jeden z pierwszych w Warszawie kantorów wymiany walut.
Interes z walutą
Kiedy pojawił się na rynku walut, też szybko wspiął się na szczyt. Wykonywał wtedy wielkie operacje finansowe. Raz sprzedawał w konkurencyjnych kantorach setki tysięcy dolarów, innym razem skupował. Zawsze na tym zarabiał, nigdy nie tracił. Tracili inni.