Archiwum Polityki

Odczepcie się od kabaretu

Gdzieś do piątego roku życia myślałem, że mam na imię: Cicho! Dzisiaj nie trzeba mnie już uciszać. Co spojrzę, gadać się nie chce. Pisana każdego dnia historia koalicji, mój Boże... Wraca echem westchnienie mieszkańca przedwojennej ulicy Bielańskiej:

– W domu bywam rzadko albo jeszcze rzadziej. Sam siadam do śniadania, sam do obiadu, sam do kolacji. Mamy oddzielne sypialnie. Komunikujemy się wyłącznie za pomocą karteczek zostawianych koło telefonu. I niech ktoś powie, że nie zrobiłem wszystkiego, żeby uratować nasze małżeństwo.

Żarciki z LiS, odwołujące się do poematu Brzechwy, zaktywizowały nawet premiera. Pochwalił się znajomością finalnych wersów: „Lis Witalis, ośmieszony/wyszydzony uciekł z lasu/I już nikt od tego czasu/Nie oglądał Witalisa”. Zdaje się, że taki Witalis to raczej Żegnalis. Z posadą.

Czekam, aby kolejny erudyta zamierzył jeszcze wyżej – w Księdze Koheleta znaleźć można opowiastkę o lisie w winnicy. Żeby się do niej dostać przez dziurę w ogrodzeniu, lis musiał się solidnie odchudzić. Przecisnął się do winnicy po tygodniach wyrzeczeń. Nacieszył się jej urokami – prestiżem, jaki otacza vipa upoważnionego do korzystania z owoców ziemskiego raju. Ale po jakimś czasie lis zatęsknił do zagryzania drobiu. Niestety, znowu nie mógł przeleźć przez dziurę. Utył jak panisko, potłuściał, na słodkościach stracił zęby. Długo był na upokarzającej diecie, wreszcie znalazł się po drugiej stronie. Złachany, bezzębny i tylko kłapiący pyskiem. Koniec opowiastki sprzed tysięcy lat. Pora na współczesność.

Przypadł mi do gustu pomysł ministra Ziobry weekendowych więzień. Pięć dni w tygodniu – normalka, IV RP. Dwa dni też normalka, IV RP, za kratami i na pryczy.

Polityka 32.2007 (2616) z dnia 11.08.2007; Groński; s. 140
Reklama