Bardzo ambitny program zachęcania obywateli, aby mieli więcej dzieci, nie wszystkim Niemcom się podoba. A wydaje się, że powinien. 14 miesięcy płatnego urlopu rodzicielskiego – w rozbiciu: 12 miesięcy dla jednego z rodziców plus dwa dla drugiego – opłacanego przez państwo w wysokości dwóch trzecich ostatnich zarobków (ale nie więcej niż 1,8 tys. euro miesięcznie na osobę), do tego 455 tys. nowych miejsc w żłobkach, które mają powstać w ciągu najbliższych 5 lat. Poszło właśnie o te żłobki. Jej własna CDU zarzuca pani minister od spraw rodziny Ursuli von der Leyen, zresztą matce siódemki dzieci, że forsuje pomysły zbyt socjaldemokratyczne i w dodatku trącące NRD. To tylko tam obowiązywał model: rodzice do pracy, dziecko do żłobka. I dziś nadal po zachodniej stronie jedynie 8 proc. dzieci do trzech lat może liczyć na taką formę opieki. Reszta, jak przystało, chowa się w domu. „Do tej pory sądziliśmy, że kobiety zdecydują się na więcej dzieci, jeśli je oddzielimy od środowiska pracy; teraz na odwrót, pomagamy mieć dzieci i nie wypaść z tego środowiska” – podsumowuje Karen Pfund, ekspert, a właściwie ekspertka od polityki rodzinnej. Rezultaty? Trzeba na nie poczekać cztery, pięć lat – uważa pani Pfund. Jeśli dziś na jedną kobietę w stosownym wieku przypada średnio 1,3 dziecka, może być już tylko lepiej.
Polityka
16.2007
(2601) z dnia 21.04.2007;
Flesz. Ludzie i wydarzenia;
s. 19
Reklama